Wilcza łąka

Sune

- Nie myślałaś o tym, by nauczyć się latać? - zapytałam. Gdybym ja posiadała skrzydła, próbowałabym ze wszystkich sił.

Cole

Podszedł do dużego drzewa niedaleko wilczyc, nic mu się nie chciało. Zamknął ślepia i zamyślił się odpływając daleko stąd. Szurał co jakiś czas ogonem.

Kanna

Usłyszałam, że ktoś tu wszedł. Nie odwracając wzroku od Sune, poruszyłam tylko uchem, w myślach wyobrażając sobie nadejście wilka.
- Nie jestem jeszcze na to gotowa. - powiedziałam - Zacznę się uczyć gdy przyjdzie pora, narazie nie jest mi to do niczego potrzebne.
Spojrzałam na Tariss. Kruk czując na sobie mój wzrok, bez wydania z siebie głosu wzbiła się w powietrze i zaczęła krążyć nad całą łąką, bacznie obserwując nowego wilka.

Sune

- Rozumiem - odpowiedziałam, wciąż patrząc na Kannę i jej skrzydła. Słysząc czyjeś kroki, odwróciłam łeb do tyłu i zobaczyłam Cole'a.

Cole

Uniósł dziki wzrok na kruka, przeszył nim zwierzę na wylot. Uniósł łeb patrząc na białą nieznaną mu wilczycę [Kanne], zastrzygł uchem lustrując ją.

Kanna

Zmrużyłam ślepia powoli opuszczając głowę do dołu. Czułam na sobie jego wzrok. Złożone skrzydła nerwowo się rozchyliły. Machnęłam ogonem. Wróciłam do mojej dawnej pozycji, lecz wciąż mrużąc oczy spojrzałam na nieznanego wilka. Tariss zaczęła lecieć niżej, co chwila niżej, aż miękko wylądowała na mojej głowie.

Cole

- Hmm - uśmiechnął się kątem pyska ukazując część białych kłów, których ostrość podkreślało błyszczenie. Podniósł się do góry rzucając spory cień, był silnie zbudowany.

Kanna

Uśmiechnęłam się kątem pyska.
- Widzę, że ktoś wreszcie sprawia wrażenie, hm, innego, lepszego...? - powiedziałam tonem pełnym spokoju.

Cole

Pochylił nisko pysk lustrując ją - Witaj...- urwał krótko i naprężył się do skoku. Po chwili znalazł się za wilczycą. Obejrzał się z delikatnym uśmiechem na pysku przez bark.

Kanna

- Witam, witam.. - powiedziałam nie zmieniając swej pozycji. Poruszyłam lekko skrzydłami. Tariss poderwała się do lotu, pochwili siadając na pobliskim drzewie, lustrując całą sytuację.

Cole

Spojrzał na kruka - Twój? - wrócił na nią wzrokiem. Taki ptaszek byłby dla niego przekąską, ale nie zwykł zjadać komuś przyjaciół. Obszedł ją dookoła.

Kanna

- Od niedawna - odparłam - Mały, skrzydlaty. Taki, jakiego potrzebuję.
Owinęłam ogonem tylnie łapy i mrugnęłam oczami. Zapewne, ród Tora.

Cole

- Heh - przystanął przed nią mierząc wzrokiem od łap przez oczy aż po końce skrzydeł. - Jak cię zwą dumna, tajemnicza biała wilczyco o dwukolorowych oczach? - usiadł szurając pazurami po glebie.

Kanna

- Kanna - powiedziałam mierząc wilka wzrokiem - A ciebie, potomku rodu Tora?
Mogłam wyczuć wilka z rodu Tora. Jako szczenię mama opowiadała mi o nich bajki, gdyż była niegdyś przyjaciółką jednego z nich. Mam o nich samo dobre zdanie.

Cole

- Jesteś odważna - stwierdził z poważną miną gdy ta nazwała go potomkiem rodu. Po chwili zaczął się śmiać swym ochrypłym jak zazwyczaj głosem - Cole - odrzekł wbijając swój śmiały wzrok w jej oczy.

Kanna

- Miło mi - uśmiechnęłam się kątem pyska.
Zastrzygłam uchem i wzrokiem sprawdziłam położenie Tariss, po chwili wracając znów do wilka.

Cole

- Od niedawna w tej wilczej krainie - stwierdził. Zastrzygł uchem i kątem oka obserwował pogodę, czekał aż księżyc będzie w całkowitej pełni tej nocy - Nie spotkałem cię wcześniej. - dodał.

Kanna

- Jestem tu już dość długo, tylko nie wychodziłam poza tereny Watahy Wody - powiedziałam - Pozatym, przyszłam tu w nienajlepszym stanie, potrzebowałam czasu żeby wszystko unormować.

Cole

- Rozumiem. Ja jestem tu od urodzenia choć ostatnio na długo zniknąłem i może też dlatego się nie spotkaliśmy wcześniej. - z daleka słychać było donośny ryk.

Sune

Siedziałam z dala od wilków, obserwując ich. Po pewnym czasie zdecydowałam się opuścić to miejsce. Wybiegłam cicho, sama nie wiedząc dokąd.