Świerkowy las

Decaying

Patrzyła na ich bezsensowe zabawy - Głupie... - syknęła - Miejsce i czas? Arena Hakuro, dzisiaj wieczorem - rzekła stanowczo. Odwróciła się i zaczęła pomału iść w kierunku wyjścia - Mam nadzieję, że nie stchurzysz - zaśmiała się szyderczo i zniknęła w cieniu drzew tak samo jak się pojawiła...

Sephira

Stchurzyć? -ledwo się powstrzymała od wybuchnięcia śmiechem. Jednak nic nie powiedziała. Zaszurała kilka razy ogonem, aż wzbił się kurz.

Booze

Warknęła na odzywkę wadery. Mało nie wybuchła, ale panowała nad sobą, w końcu była wojownikiem. Miarowo oddychała i spojrzała na Sep, z lekkim uśmiechem.

Wardress

Przyszła razem z synkiem do lasu. Ostrożnie zdjeła go z grzbietu. Na niebie widniały już gwiazdy a księżyc rzucał lekką poświatę.

Kinnojo

Zszedłem z karku mamy i rozejrzałem się dookoła. Zżerała mnie ciekawość.
- Ooojej. - powiedziałem z zachwytem - Jak tu ładnie.
Zacząłem machać ogonem patrząc na trochę ciemne przez noc drzewka.

Wardress

- Zwiedzaj kochanie. Kiedyś będziesz tutaj z mamą i resztą rodzeństwa polował. - powiedziała z uśmiechem. W głębi serca jednak martwiła się o Kei'a. Położyła się na trawie patrząc w gwiazdki.

Kinnojo

Zacząłem chodzić wszędzie jednak nie oddalając się za daleko od mamy. Pisnąłem cicho gdy nadepnąłem na stos igiełek znajdujących się pod drzewkiem iglastym. Usiadłem i zacząłem wyciągać łapką wbite igiełki z drzewa z łapki.

Wardress

podeszła do malucha i pomogła mu z kolcami. - No już Kinnojo cichutko. Wracamy do Miyo? Już wstała. - powiedziała z lekkim uśmiechem łaskocząc go nosem.

Kinnojo

Spojrzałem na mamę z uśmiechem gdy wyjęłem wszystkie igiełki.
- Tak - odrzekłem gramoląc się mamie na kark.
Byłem ciekaw jak sobie radzi Miyo z nudą.

Wardress

- Trzymaj się mocno! - uśmiechnęła się i Odbiła się łapami od ziemi. I tak sobie wylecieeeli z Lasu. xP

Sephira

Przyszła do lasu i usiadła pod swoim ulubionym drzewem. Wróciły wspomnienia. Uśmiechnęła się sama do siebie.

Shade

Wolnym krokiem przyszłam w to miejsce. Zaczęłam się bacznie rozglądać. Byłm zmęczona, jeszcze trochę i miałam urodzić. Zupełnie nie wiedziałam jak to będzie, co mam robić oraz najważniejsze czy dam sobie radę.
Westchnęłam cicho, usiadłam przy jednym drzewie i oparłam się o jego korę bokiem. Bałam się, że dzieciom podczas porodu może się coś stać... Nie wiem dlaczego miałam takie obawy.

Baks

Przybiegł tempem szybkiego spacerku. Przeskakując nad złamanymi, suchymi gałęziami.
Shade- powiedział i podbiegł do niej-Heej złociuchna-dodał i przytulił ją po przyjacielsku.

Shade

- Cześć Baks. - powiedziałam uśmiechając się do niego blado. Nie ptorafiłam wymusić szczerego uśmiechu, byłam smutna.

Baks

-Eeej co Ci jest?-zapytał robiąc wielkie oczy
-No weź się rozwesel. Shade proszę proszę-nalegał xD
Położył lewą łapę na jej barku-wiesz, mi możesz powiedzieć wszystko i tak zapomnę...

Shade

- Nic mi nie jest. - westchnęłam. - Po prostu boje się... Że coś pójdzie nie tak. Nie dam rady, albo coś...

Baks

-Czego nie dasz rady?-zapytał
-Trafić do legowiska? Mogę Ci mapę narysować albo zaprowadzić...
Przeszedł i usiadł koło niej opierając głowę
-Lubię Cie-wyszeptał xDD

Shade

- Baks, chodzi o to, że mało czasu zostało do porodu... - westchnęłam cicho. - Bardzo mało... Nie wiem co mam robić.

Baks

-Mało czasu do czego? Sorki ale Cie nie słuchałem.
-Głodny jestem-rzekł i zaczął się rozglądać a nóż widelec może znajdzie jakąś padlinę?

Shade

Wywróciłam oczami. - Fajnie. - przygryzłam lekko zęby coraz bardziej poirytowana. - Wybacz, ale jestem zmęczona. Muszę udać się do legowiska. - Pobiegłam do wyjścia.