Wyspa Shade&Smitha

Shade

*** Kilka godzin później ***

Bardzo długo trwało, zanim spazmy rozkoszy przeszyły ich ciała. Zmęczona, wyczerwapana tak wspaniałą zabawą opadłam na mojego ukochanego, wtuliłam się w jego ciepłe ciało. - Kocham Cię, tak jak księżyc kocha noc, a słońce kocha dzień.

Smith

Był w siódmym niebie i o dziwo aż tak bardzo sie nie zmęczył gdyż to ona dziś trzymała pałeczkę. Wciąż rozpalony westchnął ciężko - Jesteś aniołem - zachwycił się otulając ją i całując po karku namiętnie. Wciąż byli połączeni, ale teraz skupił się wyłącznie na wtulaniu w nią.

Shade

- Mhm... - mruknęłam cicho. Nie spodziewałam się, że trzymanie kontroli może być aż tak męczące. Miałam tylko nadzieję, że zadowoliłam go. Westchnęłam cicho.

Smith

- Zmęczyłaś się? - zaśmiał się i ucałował ją w czółko - Wczoraj ty mnie tak wykończyłaś jak ja ciebie dzisiaj, chociaż to twoja zasługa...brutalność to męcząca cecha - zaśmiał się.

Shade

- No co Ty kochanie, muszę chwilę odetchnąć i wracamy do zabawy. - zaśmiałam się. Odczekałam jeszcze chwilę, aż serce przestanie walić jak oszalałe. Kiedy stwierdziłam, że wystarczy wróciłam do poprzedniego. Wbiłam pazury w piach tuż obok jego łebka uniemożliwiając mu ruchy.

Smith

- Teraz ja! - rzekł dość głośno i triumfalnie. Uniósł łeb do góry skoro nie mógł się podnieść przez jej pazurki i złapał ją delikatnie kłami za kark. Okręcił się z nią tak, że teraz on był na górze a ona na dole z przodem ciała odwróconym ku piaskowi. Jedną łapą opierał się o piasek żeby jej nie zgnieść a drugą podtrzymywał jej drobne ciałko. Połączył się z nią znów i zaczął delikatnie co chwila rozłączając się z nią. Zauważył, że wczoraj jej sie to spodobało.

Shade

- Zaczynamy się coraz bardziej... poznawać. - wyszeptałam i zaczęłam się wczuwać w narzucony przez niego rytm.

Smith

- Taak choć znamy sie już dość długo to jeszcze nie koniec niespodzianek - przy słowie 'niespodzianek' zmienił tempo. Ruszał się teraz gwałtownie, szybko i głęboko. Znów zrobiło mu się gorąco. Całował namiętnie jej kark.

Shade

// Nas kiedyś za to zabiją xD //

- Mhm... - jęknęłam cicho zaskoczona tą nagłą zmianą. Ciężko było mi się wczuc w nowe tempo, ale było dużo przyjemniej. Podgryzałam go delikatnie.

Smith

/// Kiedyś to pojęcie względne xD ///
Uśmiechał się jakby sam do siebie - kocham się - wymruczał jej do uszka. Ogonem muskał jej brzuch. Zwolnił i teraz jego ruchy były szybkie i płytkie. Był rozpalony, dyszał.

Shade

- Ja Ciebie też.... - wyszeptałam cicho. - Jesteś jak ogień... - wetchnęłam całując go i przytulająć do siebie.

Smith

..."Kilka Godzin Później"...
Delikatnie położył ją na piasku i wysunął się z niej. Położył się obok zdyszany i gorący. Banan na pysku nie znikał - Podobało się? - spytał i ucałował ją bok pyszczka.

Shade

- Jeszcze się pytasz. - zaśmiałam się. - Oczywiście! A Tobie? - spojrzałam prosto w jego śliczne oczka i uśmiechnęłam się uroczo.

Smith

Przyszedł tutaj z nadzieją, że znajdzie tu Shade. Nie było go dość długo, położył się i zamknął oczy pogrążony w myślach.

Shade

Coś tknęło ją aby poszła w to miejsce. Sama nie wiedziała dlaczego. Dzieci były już na tyle duże, że mogły zostać same jaskini. Wybrała się na spacer i intuicyjnie przyszła tutaj. Poczuła tak bardzo znajomy jej zapach, woń Smitha. Zaczęła się rozglądać i zobaczyła go. - Smith. - wyszeptała tylko.

Smith

[Siema! Jestem, ale tylko na chwilę.]
Uniósł się i podbiegł do niej - Shade - wyszeptał i wtulił się w nią. Był zdruzgotany, tyle uczuć przeszyło jego ciało.

Shade

[Spoko. Jak już będziesz na dłużej to pogadamy. Wiesz gdziem nie złapać... Z resztą chyba podziele się numerem tel z Twoją siostrą. ]

- Smith. - Nie wiedziała co ma powiedzieć, zniknął na tak długo. Bała się, że nie wróci, albo że stała mu się krzywda. Wtuliła się w niego.

Smith

Ucałował ją w pyszczek - Wybacz...wiem, że za każdym razem tak mówię, ale teraz zniknąłem nie z mojej winy. - wyjaśnił.
[Ok. Lecę,narka kiciu. xD]

Shade

- Ważne jest dla mnie to, że wróciłeś. - wyszeptała. Nie chciała pokazywać jak bardzo tęskniła za nim, ale to było silniejsze od niej. - Ważne, że nic Ci nie jest, że jesteś cały i zdrowy... - powiedziała.

[ Papa Kocurku xP]

Smith

Wrócił w tak dobrze znane i pamiętne miejsce. Kilka łez spłynęło po jego pysku, stał tak w wysokiej sięgającej mu do połowy łap trawie. Wiedział, że jest winny temu wszystkiemu i za późno by to naprawić. Wiatr wiał nieubłaganie i rozwiewał jego grzywkę, sierść.