Forum O wilkach Strona Główna
  FAQ  Szukaj  Użytkownicy  Grupy  Galerie   Rejestracja   Profil  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  Zaloguj 

Beret bazgroli co tylko się da! Beret pisze ile się da!

To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiekTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi Forum O wilkach Strona Główna -> Twórczość
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat
Autor Wiadomość
Berenika
Latający Wojownik


Dołączył: 19 Gru 2010
Posty: 3140
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Brak danych
Płeć: Samica

PostWysłany: Nie 11:06, 17 Cze 2012 Temat postu: Beret bazgroli co tylko się da! Beret pisze ile się da!

Postanowiłam założyć temat postacią moją, której w ogóle nie oddam. ^^ Pewnie mnie rozumiecie dobrze. Piszę opowiadanie o... po prostu wymyślone wczoraj opowiadanie. Mam nadzieję, że Wam się spodoba. ;3 Opisy postaci zrobię dopiero za jakiś czas, mogę powiedzieć tyle tylko, że głównym bohaterem jest dwudziestolatek o imieniu Mieczysław.

Kolejny "nudny" dzień
Godzinę temu skończyły się lekcje. Mietek leżał na swym łóżku i rozmyślał. Miał ochotę wyjść na zewnątrz i się powłóczyć, lecz mogli go zauważyć ochroniarze, którzy zawsze mieli dyżur przed takimi porami jak śniadanie, obiad czy kolacja, a przecież na dworze może tyle się dziać. Przynajmniej wypuszczają ich na podwórko, ale dla takiego energicznego chłopaka jak on takie podwórko to za mało. Zmienił pozycję. Położył i się na brzuchu i wbił wzrok w podłogę. Czuł się niczym w więzieniu. Nagle usłyszał dzwonek. Obiad. Wstał i wyszedł ze swego pokoju.
Po obiedzie wyszedł na dwór i rozejrzał się. Nikogo nie było w pobliżu, ochrona najwyraźniej zrobiła sobie przerwę. Mietek uśmiechnął się, cwaniak. Pobiegł za szkołę i zszedł do otwartej piwnicy, zamknął za sobą drzwi i zamknął je na klucz, który schował do kieszeni. Po omacku szukał drzwi. Nagle uderzył się o coś w głowę, zapewne o niski sufit. Jęknął i upadł na ziemię aby po chwili znów wstać i dalej szukać. Schylił się i dotknął czegoś zimnego, wręcz lodowatego. Była to upragniona klamka. Po chwili znalazł się w oświetlonym pochodniami tunelu. Wiele razy tędy przechodził. Na końcu drogi była drabina, którą wyszedł na zewnątrz. Znalazł się w lesie. Ruszył na północ.
Minęło pół godziny, gdy znalazł się w mieście. Cofnął się o dwadzieścia kroków i odwrócił o dziewięćdziesiąt stopni. Ruszył przed siebie. Natrafił na nieduży domek, uchylił drzwi. Powitało go rżenie i radosne okrzyki.
- Feliks, jak tam z Enją? - Mietek zadał to pytanie wysokiemu brunetowi.
- Dobrze, wręcz wspaniale. - Odpowiedział Feliks - Już nie mogła się doczekać twojego przyjścia.
Dwudziestolatek odetchnął z ulgą i osiodłał spokojnie klacz. Wyprowadził ją z chatynki. Machnął ręką na pożegnanie chłopakowi i wsiadł na nią. Ruszyli powoli na wschód.

Ciąg dalszy nastąpi.

Jak Wam się podoba moje opowiadanie? Jeśli znaleźliście jakieś błędy typu powtórzenia i brak sensu, powiedzcie. ; D No, to był krótki kawałek, następnym razem postaram się pisać dłużej. ^^


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Berenika dnia Nie 22:47, 22 Lip 2012, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Stille
Wojownik


Dołączył: 03 Lut 2011
Posty: 1673
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Znikąd.
Płeć: Samica

PostWysłany: Nie 13:40, 17 Cze 2012 Temat postu:

Nawet fajne, tylko nie piszesz gdzie się Mietek znajduje na początku. Zaważyłam też, że chyba w 2 miejscach brakuje przecinka i "wyszedł" się 2 razy powtarza x3
Ale opowiadanie fajne, podoba mi się.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Berenika
Latający Wojownik


Dołączył: 19 Gru 2010
Posty: 3140
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Brak danych
Płeć: Samica

PostWysłany: Nie 13:43, 17 Cze 2012 Temat postu:

Nach, następnym razem będę się strzegła tych błędów niczym ognia. ;3 Niedługo ciąg dalszy do tego rozdziału.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Anastasie
Dorosły


Dołączył: 29 Lip 2011
Posty: 1204
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Mroczne czeluści tęczy
Płeć: Samica

PostWysłany: Nie 20:13, 17 Cze 2012 Temat postu:

Feeeliiiikss *__*

Przed aby przecinek, reszty się nie czepiam, bo Shinq już napisała x3
Ogólnie, fajnie się czyta. Więcej.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Berenika
Latający Wojownik


Dołączył: 19 Gru 2010
Posty: 3140
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Brak danych
Płeć: Samica

PostWysłany: Nie 20:56, 17 Cze 2012 Temat postu:

Dziękuję. Cieszę się, że jesteście ze mną szczere. Jutro postaram się dokończyć ten rozdział. n.n

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Loretta
Dorosły


Dołączył: 08 Maj 2012
Posty: 72
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Samica

PostWysłany: Nie 21:07, 17 Cze 2012 Temat postu:

Kaori - widać nie tylko ja przejawiam fascynacje tym imieniem. x'3

Napiszę to w plusach i minusach, łatwiej mi będzie. Na wstępie mówię, że moja ocena może Ci się nie spodobać.

Plusy.

- Feliks. Gdyby tylko napisane było przez 'x' to by już świetnie było. Co mam
poradzić, że kocham to imię?

No, to tyle. .-.

Minusy.

- Krótkie to strasznie, nawet jak na wyrywek.

- "Cofnął się o dwadzieścia kroków i odwrócił o dziewięćdziesiąt stopni." - Da FuQ? o.o

- Mietek. Okropność, wybacz.

- Dużo powtórzeń i błędów interpunkcyjnych. D: Np. "Przynajmniej wypuszczają ich na podwórko, ale dla takiego energicznego chłopaka jak on takie podwórko to za mało.", "Pobiegł za szkołę i zszedł do otwartej piwnicy, zamknął za sobą drzwi i zamknął je na klucz, który schował do kieszeni." itd.

Jak na razie moja ocena wynosi 3/10, ale kto wie, może lepiej będzie. c:
Pamiętaj, ma ocena jest w pełni subiektywna.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Samuerian
Latający Doświadczony Wilk


Dołączył: 30 Paź 2010
Posty: 5618
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z Kryptona!
Płeć: Samiec

PostWysłany: Pon 8:49, 18 Cze 2012 Temat postu:

Błędy zostały wypisane przez poprzedniczki, toteż powtarzać się nie będę. Wpierw miłym zaskoczeniem było, że ktoś kto pisze po polsku używa polskich imion. Doprawdy, nie rozumiem tej całej mody na "amerykańskie" nazywanie bohaterów, która pojawiła się wkrótce po fali "Zmierzchu", fuj.

No i tu pozytywy się kończą. Specjalnie akcji to to nie ma, a jak już opisujesz zwykły dzień z życia Mietka to leci to tak szybko, że nie wiadomo za bardzo o co chodzi. Tekst można bez zmiany fabuły wydłużyć dwukrotnie i zrobić go bardziej ciekawszym. Bo to jest sprawozdanie, a nie opowiadanie. "Wszedł, zszedł, potem wrócił i poszedł tam, zamknął, otworzył". Nie dostrzegłam ani jednego opisu emocji głównego bohatera, odczuć, przemyśleń. Typowe - opis akcji, dialog, opis akcji, dialog.

Jeżeli ten minimalny fragmencik miał mieć właściwości promocyjne, to niestety, ale mu się nie udało. .-. Ale pisz dalej, nie przyspieszaj akcji, bo to zbędne, nie spisuj po kolei wykonywanych czynności i dodaj coś od bohatera. To tyle. c:


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Anastasie
Dorosły


Dołączył: 29 Lip 2011
Posty: 1204
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Mroczne czeluści tęczy
Płeć: Samica

PostWysłany: Pon 17:42, 16 Lip 2012 Temat postu:

Berenika, to twój czwarty temat tutaj .-. Przecież możesz to wszystko złożyć w całość, albo mnie poprosić przez pw, bym coś z tym zrobiła.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Loba
Dorosły


Dołączył: 23 Mar 2012
Posty: 559
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Z Pod Gwazdy Północnej
Płeć: Samica

PostWysłany: Czw 8:50, 19 Lip 2012 Temat postu:

Fajne, bardzo wciągająca opowieść ;)

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Berenika
Latający Wojownik


Dołączył: 19 Gru 2010
Posty: 3140
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Brak danych
Płeć: Samica

PostWysłany: Nie 22:52, 22 Lip 2012 Temat postu:

Czwarty? x.x *dostaje zawału* Dobra, pozostałe zamykam. Ten zostaje.

No, przy okazji maznęłam coś byle jak, ale chyba ujdzie, nie? x3
[link widoczny dla zalogowanych] - W zasadzie to nie ma w nim niczego specjalnego, zwykły, skrzydlaty wilk - duch. Na dziś to tyle, dobranoc. ^3^

Nie kce mi się zamykać tematów! q^q I zastanawiam się, które z opowiadań kontynuować. Pomóżcie mi!

Pierwsze opowiadanie

Rodział I - Schronisko

Reika, wilczyca z domieszką rasy psiej alaskan malamute
wyszła na polowanie. Była wtedy wczesna zima,
jednak uparcie i mocno padał śnieg utrudniając nie tylko
wytropienie zwierzyny, ale i same łowy. Szczenięta
białej wilczycy były wyjątkowo głodne. Gdy właśnie
ta wilczyca wróciła niosąc nieduzego królika, zau-
ważyła coś niepokojącego. Jedno z trójki szczeniaków
nie ruszało się. Podeszła i tknęła nosem zimne ciałko.
Żadnej reakcji się nie doczekała. Złapała martwego
szczeniaka w zęby i na zewnątrz zakopała go pod głę-
boką warstwą śniegu. Pominucie rozglądania się, wróciła
do wykrotu. Pierwsza rzecz, która przykuła jej uwagę
to szczątki królika zjedzonego przez dzieci.
Ach, drogie dzieci, czy los się do Nas jeszcze uśmiech-
nie? - Zapytała, słysząc ciche westchnienia głonych
wilcząt.
Po chwili wilczyca znów postanowiła poszukać żarła.
Było jeszcze gorzej. Wartwa śniegu wzrosła, zaś sam
śnieg nie dawał za wygraną. Mimo grubego futra wilczyca
czuła nieprzyjemny chłód, przez co zawróciła, zmieżając
prosto do wykrotu, gdy natrafiła na świeży trop łani.
Nie zwlekała. Żwawo ruszyła tropem. Już zza pobliskiego
dębu zauważyła powolnie idące zwierzę. I w tym momencie
skoczyła na łanię, wgryzając się w kark. Zwierzę
było osłabone idąc przez głęboki śnieg, toteż szybko
wyzionęło ducha. Zadowolona, jak i zarazem zmęczona
polowaniem posiedziała jeszcze chwilę i podjadła do
syta. Resztę zaniosła szczeniakom. Gdy te wytrzeszczały
ślepka próbują odgadnąć, co niesie mama do wykrotu
zbliżał się lis. Od razu jednak zrozumiał, że
lepiej się wycofać, toteż czmychnął w wyłysiałe
zarośla. Gdy Reika zbliżyła się, szczeniaki
natychmiast wybiegły. Po chwili jednak zauważyły, że
w tym śniegu można 'utonąć'. Natychmiasy więc wró-
ciły i czekały, na mamę. Gdy wilczyca weszła, poda-
ła swoim dzieciom resztę łani. Tym razem cała trój-
ka najadła się do syta.
Dni mijały coraz pomyślniej, zaś samodzielne już
wilki opuściły wykrot. Gdy naadeszła wiosna, Reice
wszystko zaczęło się układać. Polowania znów były łatwiej-
sze, a, co dziwne, raz udało jej sie spotkać własne dzieci.
Ale, niestety, pewnego dnia w lesie poja-
wili się ludzie. Jeśli nie zimą, to wczesną wiosną. No
i, jak to nieraz bywa u ziwerząt leśnych, Reika spotkała
człowieka, gdyż wiatr nie przestrzegł jej w porę. Wydarzyło się
to na skraju lasu.
- Albert, klatka! Kolejny pałętający się po lesie bez-
pański pies! - Zakrzyknął, podbiegając do przyjaciela.
Ten zaś w samochodzie ostworzył niedużą klatkę.
Gdy umieścili tam wilczycę(Zamykając ją, oczywiście),
w końcu ruszyli. Reika czuła się tak, jakby niewidzial-
na zjawa podrzucała klatką. Dla niej było to dość nie-
przyjemne, jeszcze trochę i by złapała chorobę lokomo-
cyjną. Nareszcie dojechali. Samochód się zatrzymał,
zaś drzwi się ostworzyły. Jakiś pan o łagodnej twarzy
wyjął klatkę ostrożnie i pomachał ręką przyjacielowi
idącemu do pracy i dał pieniądze człowiekowi, który
przywiózł tu Reikę. Potem szedł długim korytarzem
z wieloma klatkami. W każdej było ich przynajmniej
po siedem. Zdziwiła się, jednak gdy zobaczyła bia-
łego bullteriera przypomniał je się Ricki konający
w potrzasku. W końcu człowiek umieścił ją w klat-
ce mogącej zmieścić mniej więcej dziesięć psów,
choć tam było ich tylko pięć. Wilczyca od razu u-
ciekła w kąt i obserwowała nowe, szarobure oto-
czenie.
Następne dni nie były dla niej aż tak tragicz-
ne. Wszystkie psy z klatki były bardzo uprzejme.
Reika zaś się z nimi zaprzyjaźniła. Opowiedziała
im wszystko o sobie, oni jej również. Historie ze
swego życia opowiadałą im co dzień, aż w końcu
dotarła do tego momentu, w którym została złapana
i który, jak oznajmiła, był chyba najtragiczniejszy
w całym jej życiu.
Ciekawie opowiadasz. - mruknął niepotrzebnie
biały labrador z domieszką rasy husky.
Gdy wszystko coraz to wspanialej się układało,
Reika już nie siedziała w kącie. Rian zaś, śnież-
no biały alaskan malamute, zaczął się podkochi-
wać w wilczycy. Ona jednak odpychała jego zalo-
ty. Pies zastanawiał się, dlaczego. Po trzech
dniach otrzymał odpowiedź. To przez Ree-ego.
Kochali się, on i Reika. Rian był zazdrosny o to
bardzo, ponieważ Ree jest jego wrogiem z dzie-
ciństwa. A i pech zrobił na złość Rian'owi, gdyż
podczas sprzątania klatek Rian trafił do klatki
obok. Do jego poprzedniej klatki trafiła suczka
rasy bernardyn. Nie była wcale taka zła. Stała
się szybko najlepszą przyjaciółką Reiki. Miała
na imię Shira. Dziwne imię jak na bernardyna,
choć i przyzwoite jak na samicę. Słowa Reiki:
,,Kolejne dni w schronisku były coraz ciekawsze''

Drugie opowiadanie

Rozdział I
Narodziny Cudownej Piątki

Był wczesny ranek...
Do domku letniskowego wbiegł nagle Luckie, 23-letni doktor.
- Garo, wstawaj! Mam wspaniałą wiadomość! - Krzyknął do 26-letniego.
Garo z niechęcią przetarł oczy i spojrzał ospale na Luckie'go.
- O co Ci chodzi, człowieku? - Zapytał, pełen złego przeczucia.
- O-ona urodziła... Mill urodziła piątkę szczeniąt! Chodź! - Wytłumaczył się szybko, nie chcąc doprowadzić do utraty cierpliwości ze strony mężczyzny.
Garo zerwał się z łóżka. Szybko się ubrał i pobiegł za doktorem. Oboje wkroczyli do starej obory, gdzie leżała suka z pięcioma szczeniakami, zaś obok stał Lu i pilnował, by nikt szczeniaków nie tykał.
- No, trzeba im imiona wymyślić tylko, Luck. - Powiedział.
Nie chciał zwlekać z tą propozycją, gdyż wymyślił imiona już wcześniej.
- A masz jakieś pomysły? - Zapytał doktor, wpatrując się Garo'wi w oczy i podnosząc prawą brew.
Mill pisnęła, błagalnie patrząc na dwójkę ludzi.
- Tak. Ale powiem Ci to później, wieczorem... - Odpowiedział tajemniczo.
Lu nagle szczeknął ostrzegawczo. Oboje wyszli spiesznie, dając psom spokój. Doktor nie mógł się doczekać, kiedy nastanie wieczór. Oboje rozeszli się do swoich domków letniskowych.
Późny wieczór, godzina 22:00.
Luckie usłyszał pukanie do drzwi. Jego oczom ukazał się Garo. Doktor zaprosił go do środka. Oboje rozsiedli się na krzesłach. Siedzieli przy stole, nad którym wisiała żarówka. Nastała długa chwila milczenia. Luck nieco się skrzywił.
- To co z tymi imionami? - Zapytał, wiercąc się niespokojnie.
- Ach, pamiętam o tym dobrze. No więc... - Powiedział, urywając nagle.
- No więc?
- Tego rudego z białym nazwiemy Beret. Tego czarnego Rian, a tego białego, Nil. Brązowego nazwiemy Roopert, zaś tę białą samiczkę z czarnym nazwiemy Amy.
- Skąd wiesz, jakie są ich płci?
- Przewidywałem.
Nastało znów milczenie. Niespodziewanie doktor Luckie spojrzał na zegarek. Wstał szybko i podszedł do drzwi.
- Już późno, na mnie już pora. Żegnaj, brachu. - Pożegnał się z Gare'm.
- Żegnaj, doktorku. - Mruknął, machając mężczyźnie.
Garo nadal siedział na krześle, wpatrując się w okno. Przesiedział tak dziesięć minut. Po chwili również się uniósł i zgasił lampkę. Nastała ciemność, gdy Garo poszedł spać.

Ciąg dalszy rozdziału I

Po nudnym, dłużącym się tygodniu...
Garo'a, śpiącego bardzo czujnie, zbudziły piski szczeniąt. Wstała natychmiast i poszedł zobaczyć, co dzieje się w stodole. Matka właśnie skarciła swego synka Roopert'a, który mocno zbił chwilę temu Rian'a. Odetchnął głęboko, widząc że nie ma tu nikogo więcej niż siedmiu psów. Poszedł do Luckie'go.
Godzinę pójźniej...
Beret wlazł na szczyt siana.
- Patrzcie, jestem któlem świata! - Zaśmiał się szczeniak.
Wtem uczuł, ze ktoś go pchnął plecy, przez co z impetem spadł na sam dół. Oczywiście, spadł na siano. Wydawało mu się jednak, ze spada okropnie długo. Pisnął, odbijając się delikatnie niczym piłeczka.
- Roopert! - Skarcił syna ojciec - Wiesz, że tak nie wolno! Dzięki Bogu, że Mill wyszła na spacer.
Szczeniak lekko sie zaczerwienił.
- Przepraszam. - Mruknął do brata.
Ten sie nie odezwał tylko kiwnął do niego. Otrzepał z siebie małe kawałeczki siana. Amy rozejrzała się dookoła. Zmróżyła ślepka, wpatrując się w słońce widoczne przez prostokątne okienko, które było osadzone na drugim piętrze stodoły.
- Tato, cóż to za świecąca, rażąca swym światłem złota kula? - Zapytała się Lu, wskazując malutką łapką na 'to coś'.
- To jest słońce, córeczko. - Mruknął.
Amy kiwnęła znacząco łbem. Wtem coś się poruszyło pod sianem. Tuż obok siostry wyskoczył Nil. Przewrócił siostrę i stanął na niej wszystkimi czterema łapkami. Mruczał, pełen zadowolenia i poczucia swojej wielkości, choć był najniższy z całego rodzeństwa.
Wtem wyniosła postać ostworzyła drzwi i wszystkie szczeniaki naraz, jak na zawołanie, zaszczekały donoście witając matkę. Luck podszedł do szczeniaków i wszystkim założył obrożę. Oczywiście, wykonywał to przez godzinę. Ciężko było, gdyż wszystkie się ukryły nie chcąc pozwolić na taką zniewagę. Właśnie doktor złapał Amy, gdy wtem usłyszał warknięcie Lu. Odłożył młodą i odszedł jak niepyszny.
- Jak żadne z rodziców nie ma obroży, to i wy ich nie możecie mieć. - Powiedział do wychodzących z siana szczeniąt.
One zaś kiwnęły mu łbami na znak, że rozumią ten przekaz. Przez wiele godzin nikt tu już nie zalądał. Szczenięta i ich rodzice nie wliczali czasu, kiedy dostali jeść. Pod wieczór wszyscy zasnęli.

Koniec rozdziału I.

Rozdział II - Podziemne przejście oraz nowy świat.

Nastał w końcu wczesny ranek. Lu i Mill zbudzili dzieci. Psiaki się tylko przeciągnęły i po chwili otworzyły ślepka. Wtedy właśnie przyszedł Garo ze świeżą karmą dla psów. Szczęśliwy, sypnął do ośmiu misek. Rzucił krótkie "Jedzcie" i wyszedł. Każdy pies podszedł do swojej miski i najadł się do syta.
Po długiej chwili milczenia i odpoczynku Roopert zamruczał niczym zadolony kocur.
- Co tu tak cicho? - Zapytała Amy, marszcząc nosek.
Jednak odpowiedziało jej dalsze milczenie. Zaprzestała denerwowania się i ziewnęła.
W końcu Lu szczeknął, pełen dumy by zacząć przemowę i szybko wszystkie szczenięta ustawiły się w szeregu.
- Myślimy, że w końcu nastał czas byście poznali tajemnicę każdego psa, skrywaną przed właścicielem. Ale... Czy naprawdę jesteście gotowi? - Powiedział w końcu.
- Jesteśmy gotowi. - Szczeniaki krzyknęły chórem.
Lu skinął łbem Mell. Ta nacisnęła dobrze ukryty przycisk i nagle otworzyła się niewielka klapa. Suka znów zakryła starannie guzik i zeszła na dół niosąc w pysku lampę olejną[Jeśli tak to się nazywało]. Dała znak szczeniakom, by poszły za nią. Pies zaś zamknął klapę, gdyż ostatni wszedł do podziemnego przejścia. Uszczelnił ją jeszcze i ruszył. Młodym wydawało się, że szli godzinami, choć to było dopiero pięć minut.
Po chwili doszli do stalowych drzwi. Lu wtedy wyprzedził biegiem szczeniaki i przycisnął łapę do urządzenia, nie znanego dotąd szczeniętom. Drzwi się otworzyły i nagle wszystkie szczeniaki, jak na zawołanie, krzyknęły pełne zdziwienia, ale i zachwytu.

Ciąg Dalszy Rozdziału II.

Szczeniaki przepychały się, by zajrzeć przez drzwi dopóki nie uspokoili ich z trudem Lu i Mell. Nie dziwiło ich ani trochę, że szczenięta się tak zachwycają... A właśnie. Na pewno nikt się nie dowiedział, czym sie zachycają. Suka odłożyła lampę naftową i wprowadziła szczenięta w nowy świat. Wszędzie była masa psów, pojazdów, domów oraz sklepów. Lu zaprowadził dzieci do niewielkiego bloku, na trzecią klatkę schodową. Tym razem kluczy nie zapomniał. Otworzył drzwi i Oprowadził szczeniaki po ich nowym domu. Bardzo im się tu podobało. Nagle Beret znalazł dziwne, białe użądzenie z drzwiczkami.
- Tatusiu, co to jest? - Spytał zdziwiony malec.
- To jest lodówka. - Odpowiedział mu ojciec.
Beret przekrzywił łebek i odsunął się trochę. Wtedy właśnie, gdy on stchórzył z wypiętą dumnie piersią Roopert złapał za coś dziwnego i posiąnął. Drzwiczki się otworzyły i nagle lodowate cierki przebiegły po jego ciele.
- Aaa! To jest lodowate! - Krzyknął, zamykając mocno drzwiczki zamrażarki.
Lu zaśmiał się głośno.
- Podczas, gdy mama jest w sklepie ja Was oprowadzę po Naszym świecie i wszystko wytlumaczę. - Powiedział "Tatuś".
Jako pierwsza szła Amy, toteż sama otworzyła drzwi. Nauczyła się. Teraz wchodzili do prawie każdego sklepu, Lu omawiał z nimi wszystko, tłumaczył im kto mieszka w danym domu i z kim mogliby się spotykać.
- A... Czy wrócimy do obory? - Mruknęła Amy.
- Oczywiście, by właściciele się nie denerwowali. No i pamiętajcie, drogie dzieci, mamy dwa przejścia: W oborze główne, w lesie zaś jest drugie. - Wytłumaczył szczeniakom.
One zaś kiwnęły łbami, na znak, że rozumieją. Po obejściu całego miasta i kilku wsi był późny wieczór, szczeniaki były wyczerpane. Lu zawrócił je do bloku. Droga była długa i Rian omal nie zasnął. "Tatusia" dziwiło nade wszystko, że on jest taki małomówny, a chodzi niczym poważny pies.
- Rianie, coś nie tak? - Zapytał syna.
- Hem...? Ach, wszystko dobrze. - Szepnął zaspany.
W końcu doszli, gdy spotkali Mell. Wróciła z niedużym workiem zakupów. Szczeknęła wesoło, gdy ich zobaczyła. Było okropnie późno, nikt nie zwracał uwagi na zegarek. Jakby każdy o nim zapomniał. Po chwili siódemka psów spała, pogrążona w wielkiej błogości. Zapomniali o doktorze i właścicielu.
Następnego ranka Mell obudziła ich i zrobiła śniadanie.
- Ile tu będziemy siedzieć? - Zapyta niewyspany Nil.
- Ach, w końcu się odezwałeś. Tydzień. - Odpowiedziała Matka na pytanie syna.
Zrobiła im pyszne płatki czekoladowe z mlekiem. Szczeniaki zjadły ze smakiem i odniosły miski do zlewu. Już wiedziały prawie wszystko o tym świecie. Bardzo im się podobał.
Po godzinnej zabawie Lu zwołał dzieci.
- Chcę, abyście kogoś poznali. - Powiedział.
Zza niego wyszła nagle młoda suczka, co najwyżej w wieku Rian'a. To właśnie on się zaczerwienił, gdy podeszła do niego.
- To jest Ready. Niestety, jej brat Seth poszedł do szkoły. - Rzekł "Tatuś".
- Witam. - Powiedziała Ready.
- Witam. - Odpowiedział jej nieśmiało Rian.

Trzecie opowiadanie

Rozdział I - Nowy właściciel.

W pewnym sklepie zoologicznym stała klatka z dwoma świnkami morskimi z niedużą karteczką: BLASTER&REGIS. Naturalnie, mieszkali tam bracia, jak się domyślacie. Jedyne dotychczas świnki morskie w całym sklepie. Blaster był całkowicie czarny z białą plamką na pysku i lewych oku, Regis zaś to był ten bialusieńki świnek. Cała opowieść jednak zaczyna się od pewnego zdarzenia...
Blastera tego dnia łeb bolał już od rana. Deszcz lał jak z cebra, a wczoraj do sklepu trafiły dwa króliki. Klatka Braci/Tak nazywały ich wszystkie gryzonie ze sklepu/ mieściła się przed zamkniętym szczelnie oknem ogrodzonym dookoła siatką. Dzięki temu Blaster każdego deszczowego dnia opierał łapki o szybę i obserwował ludzi. Wydłużonym dach sprawiał, że tylko parę kropel trafiło na okno, toteż świnka z błogim spokojem obserwowała moknących ludzi. Niektórzy jednak mieli parasole i koniec ubawu z tych nieodolnych i nie przygotowanych na nic dwunogów. Podczas gdy Blaster był zajęty oglądaniem dzieci idących do szkoły, Regis wylegiwał się ukryty w sianku. Nagle jednak wyszedł z niego, gdyż wyczuł wspaniałą woń. Taką piękną... To właśnie Pan Gerid karmił zwierzaki. Świnek gwizdnął po swojemu, poganiając woźnego. W końcu do miseczki poleciała sucha karma, a do poidła nalano świeżą wodę. Regis złapał od razu kawałki stwardniałego, suszonego jabłka, gdyż już dostawał ślinotoku na sam widok opakowania. Blaster jednak przyłożył nosek do szyby i śmiał się z nauczycielki, która właśnie wpadła "W Poślizg". Niestety, dziennik się nie zamoczył. A byłoby tak fajnie. By widział wtedy zrezygnowaną twarz pani od języka polskiego, tej chuderlaczki. W końcu odkleił nos od okna i spojrzał na brata, któremu brzuch zdążył już napęcznieć nieźle. Złapał się za zjadanie suszonych bananów, które woźny musiał dosypywać z płatków mussli, a były nie wskazane dla świnek. Ale jak ktoś się uprze i gwiżdże głośno, to woźny musi przecieżmu dogodzić, nie? Szczęściem dla Blast'a Regi ich nienawidził. Zaczął ze smakiem więc wcinać suche kawałki bananów, a na dokładkę gałązki wiśni. No i to się nazywało najlepsze żarcie świata. Złapał parę zielonych płateczków których nazwy nie znał i podszedł do okna. Nie było faciów, toteż usiadł na zadzie, co było niemożliwą czynnością da innych świnek morskich i co jakiś czas wcinał płateczki, oglądając nieudolnych człowieków. Regi już nie miał siły do brata.
- Blaster, wyjaścij mi to. Czemu ty tam tak ciągle siedzisz? - Zapytał któryś już raz tego ranka.
Odpowiedziało mu milczenie, toteż dał sobie spokój, gdy wtem usłyszał drzwi uderzające o drzwoneczki. Gwizdnął głośno na faceta wchodzącego z dwójką starczych dzieci.
- Przepraszam, przyszliśmy kupić świnkę morską. - Odpowiedział przyciszonym głosem.
- Od paru tygodni są tu tylko dwie świnki morskie, aaale mają już imiona. - Mruknął zdezorientowany właściciel sklepu zoologicznego.
Uwagę dzieci przykuło wesołe gwizdanie Regi'ego, który zawsze marzył o właścicielu. Dziewczynka i chłopczyk podbiegli do klatki. Mieli po trzynaście lat. Oglądali zacną dwójeczkę z radosnymi minami.
- To są bracia, mógłby ich razem pan kupić. Ale musze pana uprzedzić, że to są naprawdę niezwykłe świnki morskie. - Szepnął do faceta.
Ten kiwnął mu głową i podszedł do klatki. Z zaciekawieniem przyglądał się Braciom.
- Bierzemy. - Powiedział do sprzedawcy.
Na te słowa Blaster podbiegł pędem do klatki, śliniąc się do dzieci jak pies. Nagle uczuł, że ktoś wkłada go bierze na ręce. Regi'ego rónież.
- Ja latam! - Krzyknął Regis, rozdziawiając śmiesznie mordkę i wystawiając język sprzedawcy. Ten zaś włożył Braci do przezroczystego pudełka pełnego sianka. Zadowolone świnki niesione przez dzieci wpatrywały się w obłoki, których tak mało widziały...

Czwarte opowiadanie

Rozdział I - Kumple sprzed miesięcy

Pete był wciąż przejęty opuszczeniem legowiska. Karcił sie-
bie w myśli wiedząc, że sam jest sobie winien, dopóki nie wy-
czuł woni królika. Oblizał się i przyczaił w krzakach. Trzeba
było przyznać, królik malutki, lecz dobre i to gdy żołądek lis-
a był pusty. Jeden sus, kłapnięcie szczęki i już zadowalał się
swoją zdobyczą. Tego co nie zjadł, zostawił. A niech se sowy
rozdziobią. Ptaki te darzył wielką sympatią już od wczesnego
dzieciństwa, nie wiedząc czemu. Ale czy takiego rudzielca co-
kolwiek obchodziło? Pewnie, że słabo.
W końcu, gdy lis postanowił ruszyć z miejsca natrafił na świe-
ży trop psa. Warknął cicho i podążył nim, kołysząc zgrabnym,
rudym ciałem. Gdy schodził z pagórka jego oczom ukazała się
suczka rasy border colie.
- Lindia! - krzyknął mile zaskoczony lis. Suczka natychmiast
podbiegła do kumpla.
- Czołem Pete. Jak sobie radzisz? - Przywitała się i klepnęła
go po bratersku łapą w grzbiet, jak zawsze czyniła.
Lis zaśmiał się i spojrzał jej w oczy.
- Coraz lepiej wychodzi mi polowanie. - Pochwalił się Pete.
Nie oczekiwał od Lindii żadnej odpowiedzi. Ona zaś kiwnęła
mu tylko łbem i odeszła w swoja stronę. Wtedy Rudzielec
westchnął i wpatrywał się w suczkę póki nie zniknęła mu z oczu.
Mozolnie szła mu podróż do nory. Ciągle zagapiony w niebo nie
zwracał uwagi na to, gdzie idzie. Już wydać się mogło że się zgu-
bił, gdy wtem jego łapy zapadły się pod nim. Pete się nie prze-
straszył. Zawsze tak było i będzie, dopóki się nie zgubi całkowicie.
Zniżył łeb i wsunął się ciasnym wejściem do niedużego pomieszcze-
nia; sięgało do niego jednak wiele korytarzy równie wąskich. Wilk
by się z całą pewnością nie przecisnął. Gdy właśnie lis rozmyślał
o wrogim całkowicie mu zwierzęciu, usłyszał świst kuli i szczeka-
nie psa. Natychmiast wsunął się do korytarza prowadzącego coraz
niżej. Tam poczuł się bezpiecznie. Czyżby pies dwunoga natrafił na
jakieś zwierzę? Oby nie na lisa. A skoro i lisie mowa, Pete dysząc
ciężko skulił się z ciepłym, potulnym pomieszczeniu do którego pies
by się nie dokopał nigdy. Gdy szczekanie ustało, lis zaczął się prze-
meiszczać korytarzem coraz wyżej, gdy dotarł na powierzchnię. Wy-
chylił delikatnie łeb. Zanim jednak zdążył się zorientować, że pies
jest parę metrów za nim, dobiegło go szczekanie i szczęk lufy ude-
rzającej o gałęzie. Pete wydał z siebie głośny pis i schował łeb do nory.
W samą porę. Wystarczyła chwila zwłoki, a już by lis padł ofiarą dwunoga,
zabity strzelbą. Trafił do korytarza obok poprzedniego miejsca pobytu i tam się schował. Słyszał huk i psa rozkopującego norę.
- Oby się nie dokopał... - Szeptał sobie Rudzielec.
Na szczęście psu szybko się znudziło kopanie. Słyszał oddalającego się
człowieka, zaś za nim szeleszczącego psa mruczącego przekleństwa pod
nosem. Gdy lis wychylił znów łeb, nie było żadnego niebezpieczeństwa.
Dwunóg i pies odeszli. Pete wylazł z nory i rozglądał się. Nikogo nie było.
Pies i człowiek spłoszyli całą pobliską zwierzynę. Rudy zaklął pod nosem,
po czym zszedł z pagórka. W powietrzu unosił się jeszcze zapach niedawno przechodzącego człowieka oraz jego wścibskiego kundla. Tu ich jednak już
nie było. Pete odetchnął głośno, czując, że oni go już nie usłyszą. Usiadł
i przyglądał się okolicy oraz zdewastowanych przez kłusownika krzakom.


To na tyle, przeczytajcie i oceńcie, które warto kontynuować. Mi się wydaje, że to o Reice i o Blasterze oraz Regisie, ale Wasza opinia też jest dla mnie ważna. Zamierzam też zacząć trzecie opowiadanie, jednak jego fabuły nie zdradzę. No dobra, dawajcie. Czekam.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Berenika dnia Sob 16:38, 22 Wrz 2012, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiekTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi Forum O wilkach Strona Główna -> Twórczość Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1


Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB Š 2001, 2005 phpBB Group
Theme bLock created by JR9 for stylerbb.net
Regulamin