Forum O wilkach Strona Główna
  FAQ  Szukaj  Użytkownicy  Grupy  Galerie   Rejestracja   Profil  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  Zaloguj 

"Coś tu śmierdzi" - Czyli wypociny Katsumowej czwó

To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiekTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi Forum O wilkach Strona Główna -> Twórczość
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat
Autor Wiadomość
Sheyna
Nowy


Dołączył: 29 Mar 2011
Posty: 14
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: uh, takie wygwizdowie....
Płeć: Samica

PostWysłany: Wto 12:43, 09 Sie 2011 Temat postu:

Opowiadanie zaczepiste! Ogólnie zabrakło tylko pewnych fragmentów, które poznałam tylko ja... ;3

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Xythuel
Latający Mag


Dołączył: 19 Sty 2011
Posty: 2519
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Samiec

PostWysłany: Wto 12:46, 09 Sie 2011 Temat postu:

x3 Tak, tak poznałaś. Może i je wstawię.

O publiko, czy chcecie zobaczyć opowiadanie moje, złączone w jedno z opowiadaniem mej znajomej? :3


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Marcelina
Wieczny Dzieciak


Dołączył: 08 Kwi 2010
Posty: 165
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Włożyło się to do tamtego...
Płeć: Samica

PostWysłany: Pią 11:17, 12 Sie 2011 Temat postu:

Nie. Eym, przepraszam, nie ta ręka... tak, tak. :3

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Xythuel
Latający Mag


Dołączył: 19 Sty 2011
Posty: 2519
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Samiec

PostWysłany: Śro 11:37, 24 Sie 2011 Temat postu:

To tylko zwykłe literki… Oni i tak Cię unicestwią… Przyjmij te słowa ze spokojem… Albo oddaj się w ręce Ciemności…

Piątek rano. Nasza wioska tętni życiem… Jak zwykle zresztą… Bez sensacji. To się robi nudne. Myślisz, że uda Ci się wyrwać z tego getta? Zapomnij. Poza wioską jest dzicz, stwory, które dotychczas żyły tylko pod Twoim łóżkiem… Bajki? Cholera, chciałbym… Ale to niestety prawda… A ta cała Ira i jej świętości wcale się nie sprawdzają. Coraz to więcej wieśniaków ginie bez pamięci w tym przeklętym lesie… Kiedy to się skończy? A mówiła, że jeśli będziemy IM składać ofiary, zostawią nas w spokoju… Ona chyba sama w to wątpi… Głupia… Przez jej idiotyczne nekromancje zostałem sierotą… Może z NIMI współpracuje? Nie wiem… Ale obiecałem sobie, że się dowiem. Za wszelką cenę. Nawet cenę życia… Tak w ogóle, jestem Ivan. Jak mam na nazwisko? Nieważne. Tu nic nie jest ważne. Tylko przetrwanie… Ha, wydałbyś swojego najlepszego przyjaciela tylko żeby przeżyć, żeby nie stać się ofiarą dla NICH? Nie? Dla nas to codzienność…
- Ivan, gdzie do cholery jesteś? – krzyknęła do mnie Ashaya.
Dobra znajoma z lat dziecięcych… Ale teraz byłem gotów nawet ją zabić… Chore? Wspominałem, że przetrwanie to tu podstawa? Zbliżała się dziewiąta. Kogo zabiją dzisiaj? Pewnie dlatego Ash mnie szukała… Ten kto się nie zjawia jest trupem… Zostaje wygnany i zabity. To chyba oczywiste… Przynajmniej dla mnie… I dla NICH.
- Nie drzyj się. Idę. – mruknąłem do niej mrużąc oczy. Słońce prażyło niemiłosiernie…
- No, już myślałam, że postanowiłeś popełnić samobójstwo. – zaśmiała się z nutą ironii w głosie.
- Bardzo śmieszne, Ash. – odpowiedziałem jej z wyrzutem i dałem solidnego kuksańca w ramię.
Tak… To już koniec tego dialogu… jesteśmy znani z krótkich dialogów… Ale co Ciebie to obchodzi? W ciszy, ruszyliśmy w stronę głównego targu zwanego też Eaw’yyku, co w języku ludzi lasu, o których zapewne wspomnę nieraz czy nie dwa, znaczyło Kruczy Plac. Pochodzenie nazwy jest chyba oczywiste… A może nie? Bo widzisz, stwory z lasu nazywane są Eaw’eeol co znaczy Kruczy zabójcy. Bowiem gdy się pojawiają, wyglądają niczym potężne, czarne ptaszyska, ich twarzy nie widział nikt, a legendy mówią, że ten kto spojrzy owym stworzeniom w oczy, zamieni się w jedno z nich. Ale to tylko bajki… Chyba. A właśnie, byłbym zapomniał, lat mam czternaście i może to już wiadomość pobocza, ale Ashaya ma lat zaledwie jedenaście. Mimo wszystko jest ode mnie wyższa. Nie obawiaj się, to u nas normalne. Kobiety zawsze były wyższe i miały większą władzę. Wydaje mi się to chore… Zresztą jak większość rzeczy tutaj… Podczas kiedy opowiadałem Ci głupie historyjki przepełnione moimi wspomnieniami ze strasznego dzieciństwa, ja i Ash zdążyliśmy dojść na Eaw’yyku w ostatniej chwili. Właśnie losowali nieszczęśnika, który tego pięknego dnia nas opuści. Usłyszałem jedynie, że na szczęście moje i Ashayi, wylosowano Arthura. Był on starym pasterzem, kurna jak tu w ogóle można coś paść? Mówiono, że potwory omijają go niczym szatan Boga… Ale możliwe iż miał on tylko zwykłe szczęście… Aż do teraz.
- Arthur Eshwer, wystąp w imieniu boskiej Denar’ee (bogini śmierci, jakbyś nie wiedział, a pewnie nie wiesz). – Ogłosiła donośnym, acz delikatnym głosem Ira.
Arthur posłusznie wynurzył się zza tłumu ciekawskich ludzi. Jego mina nie była tak jak innych nieszczęśników, przerażona czy zmartwiona. Stary Eshwer z ciepłym uśmiechem wyszedł na środek Eaw’yyku. Jakby nie bał się swego zgonu… Albo ICH. Widziałem jak żegna się z Irą ściskając jej drobną, jasną dłoń. Wtedy Ira zaczęła odprawiać swoje ‘czary-mary’ by na końcu przywiązać spokojnego Arthura do kołka. Nie protestował. Ira przywołała do siebie więc dwójkę rosłych mężczyzn, którzy podnieśli pal i zanieśli go wraz z pasterzem na skraj lasu. Ira podążyła za nimi. Wszystko było widać z targu, na którym zostali co ciekawszy ludzie. Wśród nich byłem ja i Ashaya… Oraz tłum innych wieśniaków. Wszyscy z podekscytowaniem obserwowali co zaraz się wydarzy. Mężczyźni z pomocą nekromantki wsadzili pal w ziemię. Oni zaraz po wykonaniu roboty, uciekli w tłum osób bliżej im nieznanych… A może i znali tych ciekawskich gapiów? Tego już nie wiem. Ira zadęła w zdobiony róg, który zawsze nosiła przy sobie. Zaraz po tym wróciła do nas i patrzyła się jak pozostali – tępo na Arthura. Nagle dało się słyszeć donośny skrzek. Z lasu wybiegły rządne krwi postaci. Eaw’eeol, jakże by inaczej? Krukopodobne stworzenia zawyły i zaczęły bezlitośnie rozrywać ciało swej ofiary. Całe przedstawienie i pożarcie całego Arthura włącznie z kośćmi, zajęło im jakieś dziesięć minut. Były nadzwyczajnie szybkie… I groźne. Gdy się nażarły, na powrót schowały się w odległe zakątki lasu.
- Boję się ich… Podłe Aru’khaell (przekleństwo)… - pisnęła w pewnym momencie Ashaya obejmując moją rękę i prawdopodobnie nie zamierzając puścić.
Nie bała się tego iż mógłbym tak jak reszta wieśniaków wrzucić ją do lasu czy też samemu odebrać jej życie… To było głupie… Była nieostrożna, to bardzo niedobrze… Ale ja i tak nie miałem zamiaru jej skrzywdzić… Nie miałem powodu.
- Nie martw się… Uwolnię nas stąd… - odpowiedziałem spokojnie, spoglądając w dal. – Obiecuję.

***

Biegłam przez drzewa próbując uciec mojemu ojcu… W pewnym momencie przypomniały mi się opowieści tak zwanej „szamanki”, która utrzymywała nasze plemię… Zamknęłam oczy i całą sobą wyobraziłam sobie, że znikam. Otworzyłam oczy i … nic nie zobaczyłam. W końcu o taki efekt mi chodziło… Teraz ojciec mógł biec, gdzie mu się spodoba, ale i tak mnie nie znajdzie… Właściwie podglądanie ludzi podczas składania ofiar, to nic złego… W sumie nawet im współczuję… Ojciec i reszta stada, czy jak to sobie nazywasz, przyzwyczaili się do otrzymywania posiłków tak, że gdy ich nie dostają punktualnie napadają wioskę i sami wybierają sobie ofiary… Coraz częściej zdarza mi się odmówić posiłku… Nie jestem do końca pewna, czy mięso i krew muszą pochodzić koniecznie od ludzi… Głupia Ira i jej ofiary! Gdyby nie to, to moglibyśmy żywic się zwierzętami i tym podobne. Ona wciąż myśli, że to NAS powstrzymuje… MY i tak napadamy na wioskę i zabijamy potajemnie… bez krzyku i zbędnych rytuałów… W sumie… Jako chyba jedyna nie lubię zabijać... Za każdym razem, punktualnie- o dziewiątej, widzę twarze ludzi, którzy są szczęśliwi, że jeszcze nie nadeszła ich kolej(JESZCZE) i tych, których wylosowała ta podła, nikczemna i głupia Ira. O! Już polazł na „ucztę”! Jakby nie było innych źródeł pokarmu!
-Shadow!- wydarł się Yacuell, mój ojciec.
-Biegnę…- odparłam mu telepatycznie.
-Shadow! Zapominasz, że nie posiadasz mocy telepatii!- Odczekał chwilę…- Ok.
-Czasami to ty zapominasz, że posiadam moc telepatii…- Odrzuciłam z ironią.
Nie był zbyt inteligentny, „szybki”( jak mówią ludzie) i nie darzyłam go szczególną sympatią, ale w końcu dom, w którym mieszkaliśmy i całą resztę rzeczy zawdzięczam (mocno powiedziane) mojemu ojcu…
Przybiegłam zaraz, po mojej ironicznej odpowiedzi i niczym cień (Shadow się nazywam) przyłączyłam się do posiłku. Wyssałam tylko trochę krwi- nie byłam za głodna. Wcześniej przekąsiłam sporego jelenia… (;3) Nooo taaak…. Ej coś mi tu nie pasowało… Facet był uśmiechnięty! Ahaaa… To był Arthur Jakiś tam, do którego nasze plemię miało szacunek itp. Itd… Ale w krytycznych sytuacjach nawet takie osoby były ofiarami krwiożerczego plemienia…
Mój genialny i łaskawy ojciec rzucił się od razu na człowieka, który , jak już wcześniej zauważyłam, był dziwnie spokojny …. Nagle zdarzyło się coś, co mogli zobaczyć tylko ci z NAS, którzy posiadali dary Szóstego Oka… Z rozszarpywanego ciała pasterza wypłynęła Oku’riji, czy jak mówią ludzie- dusza, jaźń… Zaskoczeni tym niezwykłym zjawiskiem ja, Kai ( mój przyjaciel) i kilka innych zastygliśmy, w milczeniu wpatrując się w Oku’iji Atrhura…
-Shadow! Jedz lub uciekaj!- Zganił mnie ojciec.
No taak… Zapomniałam się… Kurna, kolejna wpadka… Nie wiem, czy dam radę uciec mu dzisiaj… Przygnębiona wyrwałam pół pasterza i odeszłam w stronę lasu, by zanieść pokarm słabszym osobnikom… Po drodze zaszłam po resztki mojego wcześniejszego posiłku i wymamrotałam zaklęcie, zmieniające w podmuch. Popchałam mięso aż do wioski, gdzie zmieniłam znowu swą postać. Podobało mi się to zmienianie ciała… Raz byłam smukłą, piękna postacią przypominającą driady, nimfy, elfy itp., raz wilkiem, raz wampirem… Najbardziej polubiłam siebie jako … hmm… no cóż… siebie. Miałam wtedy coś z driady i wampirzycy… Nie powiem, że nie byłam piękna… W końcu musiałam być jedną z tych „NAJ”, jeśli byłam córką wodza plemienia… W sumie to większa część stada podporządkowywała się Ira’shu, jak to pieszczotliwie ją zwano… Nienawidzę jej! Ta głupia shu’kija (wyzwisko) wykorzystuje nasze plemię, by czerpać moc z Obdarzonych i Nieświadomych. Obdarzeni posiadali różnego rodzaju moce, potrafili je wykorzystać i doskonalili je. Nieświadomi byli najłatwiejszym łupem Iry... Posiadali moce, szczególnie skoncentrowaną energię lub dary, z których łatwo było korzystać, niczym pasożyt… Wystarczyło tylko spojrzeć takiemu głęboko w Oczy Duszy i pomyśleć, że czerpie się jego siłę… Łatwe dla Obdarzonych i Doświadczonych… Ira była Doświadczona, bowiem nauczyła się korzystać z mocy wszystkiego, co ją otacza i wykorzystywać to tylko i wyłącznie w swoich własnych celach… Nasze plemię, Eaw’eeol, nie jest do końca dzikie i głupie, jak myślą ludzie… Dotychczas kierowaliśmy się głównie poradami Najstarszej, która była tak zwaną ‘szamanką’… To ona uczyła Nieświadomych jak stać się Obdarzonymi, zrozumieć naszą naturę, czytać z mowy innych stworzeń, przyrody, zjawisk… Wyjawiła Obdarzonym wiele sekretów dotyczących istnienia… Aż przylazły Ira i ta durna Yhra… Najpierw mój ojciec przygarnął je do stada, potem „zaadoptował” Yhra’ę… Ira wymusiła na Najstarszej naukę korzystania z mocy wszystkiego, a potem ją zabiła… Najstarsza opuściła NAS, a Ira i Yhra udając bohaterki ratujące sytuację ogłosiły, że poślą Irę do wioski, by ta przekonała do siebie ludność i wydawała punktualne, nieuciekające posiłki z ludzi… Oczywiście potem zanikały powoli wiedza, tradycje i kultura plemienia, a większość osobników płci męskiej zostało bezwzględnymi zabójcami… Później dołączyły do nich niektóre kobiety, Obdarzeni… Niewielka część, jednak, nie dała się omamić Irze i jest przeciwna jej rządom… ale to niestety przeważnie dzieci w wieku od 130 do 210 lat… Nie mamy zbytniej władzy, czy przewagi, nie możemy więc zrobić nic więcej niż się przeciwstawiać shu’kijii i buntować powoli kolejnych członków Eaw’eeol… Ehh… Gdyby to tylko było takie łatwe… No dobra pora wrócić do mojej ulubionej postaci… Znów wymamrotałam kilka słów w języku Najstarszych i byłam Shadow- wampirzycą/ nimfą… Zleciał się tłum głodnych, więc rzuciłam im mięso i odeszłam przesyłając tylko szybkie, telepatyczne zlecenie Kai’owi:
-Spotkajmy się!
Kai był moim przyjacielem od wczesnego dzieciństwa (jakieś 40-50 lat). Oboje byliśmy Obdarzonymi, uczniami Najstarszej, którzy „kierowali” Buntownikami. Nie byliśmy przywódcami, jak Ira, czy mój ojciec, lecz Buntownicy potrzebowali kogoś, kto będzie ich wspierał, pomagał, potrzebowali kogoś, kto będzie ich wzorem… Nie zgłaszałam się na chętną, zresztą Kai też nie był zbyt chętny na przywódcę… Wybrali nas zdesperowani, ci, którzy znali Prawdę i chcieli Ją rozgłaszać… Rozumiałam ich, ale to z biegiem czasu stało się ciężkie…
-Jestem!- Wykrzyknął na powitanie Kai.
-Ciszej! Nie chcesz chyba, żeby Yhra rozgłosiła wszystkim, że są inteligentni wśród Nas?!-rzuciłam tylko.
-Przepraszam, zapomniałem się…
Cały Kai… I tak nie byłam w stanie się na niego obrazić… Zawsze mnie wspierał i pocieszał… Tak to już jest… Przybrał swoją ulubioną postać- również elfa-wampira… Był wysoki, dobrze zbudowany, miał jasną karnację. Po obu stronach głowy sterczały mu nieco spiczaste uszy… Długo nie obcinane kosmyki niesfornie opadały mu na twarz, zakrywając czerwone oczy… Był jak prawie zawsze uśmiechnięty, choć wiedziałam, że nie był zbyt szczęśliwy… Chciał mnie pocieszyć i tyle… Miał na sobie strój, który, gdy chciał, dopasowywał się do otoczenia. Dla większego bezpieczeństwa zarzucił ciemny płaszcz z kapturem…
Ja nie pozostaję gorsza. Również mam jasną karnację i spiczaste uszy… Długie, złotorude, poprzeplatane zielonymi pasemkami i kwiatami, skręcone od leśnej wilgoci włosy opadają mi na plecy, z których, gdy chcę wysuwały się nieduże, ledwie niebieskie (tak przeźroczyste) skrzydła, przypominające te, które widuje się u motyli… Były jednak piękniejsze, sprawniejsze i w ogóle lepsze… Mam mocno niebieskie oczy, które „obrysowane” są zielonymi wzorami, pełnymi zawijasów, kropek itp… Założyłam sukienkę w kolorach lasu, która sięgała mi do kolan… Przypominała płatki kwiatów… Na nogach widać było mi długie buty, przypominające te, u tak zwanych „baletnic” ludzi. Ja też założyłam płaszcz maskujący…
Przeciętny obserwator zauważyłby tylko dwójkę dzieci-elfów, które siedzą i patrzą na siebie, by co chwila zasmucić się lub zaśmiać… Jednak my rozmawialiśmy ze sobą telepatycznie.
-Co chciałaś?- zagadnął Kai.
-Spotkać się, czyż nie?- odparłam, nieco ironicznie.
-Ojciec, Ira, Yhra, Buntownicy, Najstarsza, plemię?- przeczytał mi w myślach.
-Zgadłeś… Chociaż prosiłam, byś nie wykorzystywał tak telepatii i zaglądał mi w myśli… Mogę na przykład myśleć o rzeczach dziewczęcych, niedostępnych dla ciebie, ohydnych itp… itd…
-Oj tam. Oj tam..- zaśmiał się.
Odpowiedziałam mu uśmiechem, jednak krótkotrwałym, ponieważ właśnie usłyszeliśmy wrzaski Yhry, która, jak zwykle po zjedzeniu ofiary, darła teksty, w stylu:
-W czyje imię się najedliście?!
Zazwyczaj odpowiadano:
-Ira’shu!!!
I tak dalej, przez 10 minut… To się zaczynało robić nudne i głupie… Dziecinne zabawy Iry w boginię naszego ludu i szamankę ludzi trwają już za długo…

***

Wraz z Ash uczepioną do mej kończyny, dokładniej prawej ręki, zaczęliśmy powoli oddalać się od Eaw’yyku, tak jak i reszta widzów. Z każdą taką egzekucją, którą widuję co tydzień w piątek o dziewiątej, wzrasta moja ciekawość co do Iry... Musiała być z nimi w jakiejś zmowie... Niemożliwym było, że żyje tu ona już od ponad trzydziestu lat i żaden jej nie zabił... A chyba wspominałem iż ONI lubią czasem ‘wpadać’ na dodatkowy posiłek... Tak samo dziwnym było, że jak na złość zawsze wybierała kogoś starego i z doświadczeniem życiowym na przekąskę dla Eaw’eeol. Może chciała zawładnąć naszą wioską? Ach to czysty nonsens... I tak wszyscy słuchali się jej jak bóstwa... Może czegoś się obawiała? Sprzeciwu od starszych osobników? Może wcale nie była wszechwiedząca, a tylko udawała by każdy się jej podporządkował? Nie wiem na pewno... Ale ja słów na wiatr nie puszczam – dowiem się tego... I ucieknę z Ashayą... O ile do tego czasu nie stanie się ICH posiłkiem... Bądź ja się nim nie stanę. Wąską, śmierdzącą uliczką odprowadzałem moją znajomą do jej domu. Wciąż drżała niczym osika... Lubiła tajemniczego pasterza Arthura... Ja zresztą też, więc jego śmierć, śmierć jedynej jej bliskiej i dorosłej osoby wywołała na niej duży szok... Ale cóż poradzić? Trzeba zachować zimną krew, nie dać się przeciągnąć na stronę ciemności... Wytrwać w najgorszych męczarniach... Wkrótce doszliśmy do ceglanego domku Ashayi. Ze strony zewnętrznej wyglądał bardzo surowo, był niepomalowany, po prostu cegły i mały otwór okienny zawsze zasłonięty ręcznie tkaną firanką w kolorze wyblakłej żółci. Drzwi z buku miały już swoje lata i ilekroć ktoś je otwierał głośno skrzypiały... Zresztą, tak wyglądała prawie każda, przeciętna chata w naszej osadzie... Z tymże Ash mając jedenaście lat już musiała żyć na własną rękę, samotnie i bez niczyjej pomocy... No może z moją, symboliczną...
-Wejdź na chwilę... – poprosiła patrząc na mnie błagalnie, tak, jakby moja odmowa miała być przez nią przyjęta płaczem.
-Jesteś zbyt ufną osobą, Ash – odpowiedziałem kiwając głową z dezaprobatą. – Ale... Nie mogę odmówić.
Powiedziałem, kładąc wolną rękę na jej ramieniu. Była wysoka, jak już wspomniałem, więc pogłaskanie jej po głowie było niemożliwe... A przynajmniej dziwnie by wyglądało. Ashaya podziękowała mi promiennym uśmiechem, choć widziałem, że ten uśmiech krył w sobie strach i problemy małej sieroty... Zresztą, kto w naszej wiosce nie był sierotą? Niektórzy byli już odrobinę starsi od nas, ale mimo to wychowywali się jako samotnicy... Zostali pozbawieni bezpieczeństwa, wszystkie swe obawy i lęki oddawali Irze, która słuchała ich niczym dobra matka... Wierzyli iż chce dla nich jak najlepiej więc stali się czymś w rodzaju jej sług. Wykonaliby dla niej każdy rozkaz jeśli zaszłaby taka potrzeba... Byli głupcami... Przechodząc przez próg poczułem tak znany nam, osadnikom zapach stęchlizny, zauważyłem stare obrazy i poniszczone meble, wyblakłe ściany i ogromnie wyrośnięte rośliny... Mój dom spłonął dawno temu, a że nie mam pieniędzy na kupno nowej chaty... Żyję pod gołym niebem... Prawie całą noc czuwam, pilnuję siebie... Bo nie chcę wyzionąć ducha. Zanim skończyłem napawać się tym swojskim dla mnie widokiem, Ashaya wyrwała mnie od zamyśleń.
-Spójrz Ivan, deszcz... Widzisz jaki piękny? Niebo się smuci... – wyszeptała.
-Tak... Niebo się smuci... – odpowiedziałem cicho, ale bardziej do siebie niż do niej.
Siadłem na starej kanapie i zacząłem oglądać krajobraz za oknem... Deszcz lał, wiatr huczał... Zbierała się burza... Albo Eaw’eeol się irytowali... Lecz co mogło ich zirytować tak, żeby wywołali burzę? Wetera*, jedna wie...



*Wetera – bogini-opiekunka. Ludzie z osady Ivan’a obrali ją jako patronkę swej wioski.

***

Tymczasem gdzieś w głębi lasu...


Ha, widzieliście wnętrzności tego chłopa? Ach... Cudowny zapach świeżej krwi... Wciąż mnie drażni... Mam ochotę na więcej... Jak tak dalej pójdzie wyruszymy na poszukiwanie innego, soczystego wieśniaka... Mmm... Ira’shu* to dobra opiekunka... Lubimy Ira’shu... Zjemy podłych Aree**. Tak, zjemy co do jednego gdy nadejdzie czas... A tymczasem mogę się poszczycić znajomością Ira’shu. Nasza dobra opiekunka nie pozwoli nam wymrzeć z głodu i pragnienia czyż nie? Widać, że nas kocha. Kocha, kocha, kocha, dobra Ira’shu jest jedyną osobą, która nas kocha. Zwą mnie Yhra... Przynajmniej tak nazwała mnie Ira’shu. Kocham Ira’shu, a ona kocha mnie. Daje mi jeść. Ira’shu jest dobra. DOBRA. A Aree są źli. Tak... Źli... Trzeba ich jeść i tępić. Lubimy Ira’shu, prawda bracia i siostry?
-Jestem głodna, a nuż jakiś Aree się napatoczy, hrr? – zaczęłam przemawiać do mej rodziny – Zjemy bezlitośnie, Aree są źli, Ira’shu jest dobra. Dobra, hrr...
Wycharczałam, ukazując osobliwą , podłużną, wręcz niczym ptasi dziób paszczę, pełną ostrych jak brzytwa zębów... Ira’shu nauczyła mnie się nimi posługiwać... Ira’shu jest dobra, Aree są źli... Kochamy Ira’shu.
-Jeśli Ira’shu dowie się iż wybijamy jej Aree, będzie zła. A my kochamy Ira’shu... – zaczął któryś z naszych z obawą w głosie.
-SIEDŹ CICHO! Jestem głodna, Ira’shu nas kocha, wybaczy nam, hrr. – warknęłam na odważnego i zawyłam, choć bardziej przypominało to skrzeczenie. Jestem głodna, kochamy Ira’shu... – Ja idę moi bracia, w imieniu Ira’shu, kto idzie ze mną?
-MY! – ozwał się nagle wściekły tłum moich współbratymców, rzucając się na siebie i skrzecząc w agonii.
Bycie głodnym było dla nas nie do zniesienia. Gdy jesteśmy głodni jesteśmy źli i odczuwamy nieznośny ból... To nas wykańcza... A gdy jesteśmy źli i głodni pojawia się deszcz... Wierzymy, że Ira’shu nas wzywa do siebie i chce byśmy byli szczęśliwi. Kochamy Ira’shu. Ruszyliśmy więc wspólnie na wioskę skrzecząc w rytm opadających kropel pieśń śmierci... Naszą pieśń...


***


Siedzimy zupełnie cicho... Ash w pewnej chwili podeszła do okna i stanęła by wpatrywać się w opadające z nieba krople. Słychać było jak dudnią przy spotkaniu z dachem chaty Ashayi. Dziewczyna ‘śpiewała’ wraz z nimi, nucąc jakąś przyśpiewkę wiejską. Nie chciałem jej przeszkadzać, ale mimo to i ja podszedłem do okna. Wyjrzałem. Nic ciekawego... Ale zaraz... Zacząłem pilniej wpatrywać się w czarne punkty przy wejściu do lasu... Czyżby... Czyżby Eaw’eeol wracali? Ale po co? Niedawno jedli... Czyżby mieli bezdenne żołądki, czy po prostu chcieli zrobić wieśniakom przykrość zabijając jednego z nich? Nie wiem. Nagle prócz przyśpiewki Ashayi dało się słyszeć ponure krakanie i ochrypłe, mrożące krew w żyłach Ich głosy...
-Ash, chowaj się do cholery! Jeśli zauważą, że ktoś jest w środku... – szepnąłem do niej przepełnionym histerią głosem.
Ale Ashayia nie odpowiedziała. Spojrzała na mnie pustym wzrokiem, w którym tliła się iskra obcej mi nienawiści. Czemu tak na mnie patrzyła? Czyżby... I ona z nimi współpracowała? W pewnym momencie Ash uśmiechnęła się podle i podeszła ku drzwiom powoli. Co zamierzała?
-Zapomniałeś co mi mówiłeś? Ponoć jestem zbyt ufna... – powiedziała z ironią i położyła rękę na klamce – A może to Ty jesteś zbyt ufny, hę?
-Nie zrobisz tego Ash, lubimy się przecież... Chyba... – mruknąłem niepewnie naprężając mięśnie.
Byłem gotów do ewentualnej ucieczki... Nawet jeśli przed NIMI nie da się uciec... Próbować zawsze warto...
-Lubimy się? Dobre sobie... Tu najważniejsze jest przetrwanie...
Odpowiedziała mi otwierając drzwi i wychodząc na uliczkę. Byli coraz bliżej... A ja byłem pewien iż dostrzegłszy łatwy łup, Eaw’eeol zaatakują ją. To było chore... Jeszcze przed chwilą była taka spokojna, przestraszona... Wydawało mi się iż mimo wszystko jesteśmy przyjaciółmi i, że nie jest to złudzenie, że nie chce mnie wykorzystać do swych niecnych planów... Było inaczej... I nagle przystanęli przed nią. Ashayia ukłoniła się im niczym jakimś władcom i poczęła mówić w języku ludzi lasu... Każdy znał ten język. Przywódca Eaw’eeol wystąpił z szeregu i prawdopodobnie spojrzał na nią. Czemu mówię iż prawdopodobnie? Otóż jak wspomniałem nikt nie widział ich twarzy. Nikt. Przywódca przekrzywił dziwnie łeb czy co on tam mógł mieć i wycharczał słowa z języka, którego do porozumienia z nimi używała Ash. Dziwne iż jej słuchali i nie atakowali... Ale nagle dziewczyna odsunęła się nerwowo. Widocznie odpowiedź była nieodpowiednia... Cała gromada Eaw’eeol natychmiastowo ruszyła za nią. Z początku spokojnie tak jak i ona, lecz gdy tylko zaczęła uciekać, ONI pomknęli za nią niczym cienie. Na moje szczęście nie zostałem zauważony. Za to nasłuchiwałem. Zaledwie kilka minut potem dało się słyszeć przeraźliwy krzyk męczonego człowieka... Już wiedziałem kto stał się ich drugim śniadaniem...

*Ira’shu – zdrobniale o osobie jaką jest Ira.
**Aree – z niechęcią i podłością o ludziach.

***

-SHADOW!!! – zawył Yacuell.
Kai natychmiast zrozumiał, że najlepszym, dla niego, wyjściem jest ucieczka z Naszej Polanki… Ojciec i tak mnie znajdzie, a on po prostu nie chciał mieć kłopotów… Kiwnęłam mu głową na pożegnanie i sama pobiegłam w stronę głosu Yac’a. Zręcznie ominęłam konary, gałęzie, drzewa i zapadliny, by zaraz walnąć w coś, czego nie było… To znaczy, było, ale niewidzialne… To była taka jakby bariera…
Przyjrzałam się uważniej temu, co znajdowało się za ścianą niewidzialnej bariery… Zaraz, zaraz… W środku znajdowała się znajoma mi osoba… W tym momencie i ona zauważyła mnie… Odwróciła twarz, by spojrzeć mi w oczy… To niemożliwe! To była Najstarsza!!! A więc Ira jej nie zabiła, tylko trzymała tutaj! Ale po co?... Dookoła Najstarszej płynęły Oku’iji ludzi, których wydała na pożarcie podła shuki’ja! Znów nasunęło mi się to samo pytanie: PO CO ONA ICH TU TRZYMAŁA?!
Zauważyłam, że Oku’iji krążą coraz szybciej, wokół Najstarszej, która smutno patrząc wypowiedziała jedynie trzy słowa:
-Musisz je powstrzymać…
I zamknęła oczy. Ja jednak wiedziałam, że Ona jeszcze żyje… Czułam jej potężną Moc i słabnącą z każdą chwilą energię życiową…
Przez łzy wyszeptałam tylko krótkie „Powstrzymam je, obiecuję!”… Płakałam nie ze smutku, lecz z wściekłości... Miałam ochotę zabić Irę i Yhrę za to , co zrobiły Im wszystkim… Krzyknęłam na całe gardło. Potem przekazałam Jej tylko część swojej energii życiowej i pobiegłam do Yacuella…
Wyżej wspomniany osobnik oczywiście był wściekły, za moje spóźnienie oraz wpadkę podczas jedzenia… Co mogłam poradzić, że Oku’iji Arthura wypłynęło akurat, gdy ja tam byłam, a Ira zamknęła Najstarszą w jakimś kloszu?! Spojrzałam głęboko w oczy ojcu, który oczekiwał wyjaśnień… Rzuciłam mu tylko
-I tak nie zrozumiesz!....
Przekrzywił dziwnie łeb i chociaż wiedział, że nie ma sensu próbować, pobiegł za mną, gdy uciekłam… Sekunda, dwie biegu wystarczyły, bym mogła się rozpędzić i wznieść ponad korony drzew…

***

Po mym ciele przeszły nieprzyjemne dreszcze. Zamknąłem drzwi, tak w razie czego, ale mimo wszystko nie zamierzałem pozostać w tej chacie zbyt długo. Skoro Ash umarła chyba mogę wziąć sobie kilka najpotrzebniejszych rzeczy, czyż nie? Z salonu przeszedłem do pokoju sypialnianego... Zmrużyłem oczy. Znowu nastała jasność, deszcz przestał padać... Widocznie Eaw’eeol wreszcie się najedli... I dobrze. Niech wracają sobie do tego zawszonego lasu... Już nikomu nie można ufać... Życie jest zdradliwe... Ale nie czas na myślenie o bezsensownych sprawach życia człowieczego. Z łóżka zmarłej Ashayi zdjąłem ręcznie szytą kołdrę i prześcieradło. Z tego pierwszego zrobiłem prowizoryczny, acz duży tobół a to drugie miało mi posłużyć niczym kocyk. Tobół zawiesiłem na kiju po starej szmacie do podłogi i zacząłem pakować prześcieradło do tobołka. Przewiesiłem go sobie przez ramię i uznawszy iż w tym pokoju nie znajdę już nic ciekawego co mogłoby mi się przydać, ruszyłem do kuchni. Stamtąd zabrałem praktycznie wszystko. Noże, widelce, łyżki, garnek, pożywienie i bukłak z wodą, który zawiesiłem na szyi. Zajrzałem jeszcze do wielkiej szafy, w której znalazłem kilka ciuchów. Żeby nie było nieporozumień nie zamierzałem się ubrać w damskie łaszki, a w razie czego po prostu użyć ich jako bandaży... Znalazłem jeszcze szalik. Długi, całkiem normalny i chyba nie byłoby nic w tym dziwnego gdybym go nosił... Założyłem go więc na siebie, mimo iż było całkiem ciepło na podwórzu i tak zaopatrzony wyszedłem z chaty. Powitało mnie słońce, śpiew ptaków... I odciski stóp Eaw’eeol... Oraz pewnej osoby, która była mi niegdyś jak siostra. Ruszyłem na wschód, ku górom Wiwe’ A nukka co we współczesnym języku znaczyłoby tyle, co Góry Wiecznego Spokoju. Mieszkali tam ludzie lasu, którzy ponoć ICH stworzyli, abi CI im służyli. Ale pewnego dnia, jak to w legendach bywa, Eaw’eeol uznali iż są silniejsi od swych stwórców, więc uciekli by żyć i zabijać na własną rękę. Dlatego właśnie tam się udaję. Do lasów Gór Wiecznego Spokoju, by odnaleźć leśnych ludzi i dowiedzieć się czegoś więcej. Gdy byłem już przy skraju wioski, przy drodze, która prowadziła ku wolności jak i niechybnej śmierci, znikąd wyszła Ira. Zatrzymała mnie skinięciem ręki i uśmiechnęła się promiennie, ale uśmiech ten był zapewne jak cała ona – fałszywy.
-Dokąd zmierzasz, Ivanie? Nikt Cię przecie nie wypędza... – zaczęła swój monolog, spokojnym, zachęcającym głosem – Chyba nie chcesz popełnić samobójstwa? Eaw’eeol nie zrobili ci krzywdy... Powiedz czemu...
-Eaw’eeol zabili Ashayę... Mimo iż dostali dzisiaj swoje śniadanie. Właśnie temu. – przerwałem jej oschle i omijając ją ruszyłem przed siebie.
-Skoro tak chcesz... Wiedz jednak, że nie jesteś już nam tu potrzebny. Skoro idziesz nie wracaj... Jesteś pewien swojego wyboru Ivanie? – spytała z nutą wrogości. Widać było iż ją rozzłościłem.
-Jestem pewien. – odmruknąłem tylko, by żwawym krokiem oddalić się od Iry.
Ruszyłem w najniebezpieczniejszą i najciekawszą podróż mego życia... Podróż po prawdę... A Ira? Została za mną, stała tam samotnie jeszcze chwilę, ale wyglądała jakby zaraz miała wybuchnąć... Wkrótce straciłem ją z oczu... Straciłem z oczu całą wioskę... Swój dom... Swoje getto...

***

Moi towarzysze - piękna pogoda oraz cuda natury, które tymczasowo olewałem, szły za mną i ciągnęły się przede mną niczym knujące coś ktosie. Mimo wszystko cieszyła mnie obecność czegoś, co miałem na co dzień. Czegoś, co o dziwo jeszcze mnie nie opuściło... Słońce niemiłosiernie grzało mi skórę, ale nie reagowałem na to... Kogo obchodzi taka nic nie znacząca rzecz? Zapewne tylko lekkoduchów... Ja do takowych nie należałem. Rozmyślałem zaś o dramatach, które miały miejsce tego dnia. Wyobrażasz sobie? Tak żyła nasza wioska... A może nawet jeszcze żyje? Nie wiem... Tak rozmyślając, wkroczyłem do lasu gór Wiwe’ A nukka. Natychmiast otoczyła mnie przytłaczająca ilość zieleni, obcych mi roślin, nieznanych zapachów... Nigdy nie byłem w żadnym z lasów, czy to tutejszych czy odległych. Ale to drugie było wręcz niemożliwe, więc tematu nie ma... Szedłem prostą ścieżynką udeptaną albo przez tutejsze zwierzęta, albo coś o wiele gorszego... Nagle przed oczyma przeleciał mi ogromny ptak... Stanąłem w miejscu przerażony... Co ja, głupi, niedoświadczony dzieciak robię w lesie bez absolutnie żadnej o nim wiedzy? Może zaraz spróbujesz mi powiedzieć iż mam wiedzę, hm? Chyba tylko z legend, a te prawie nigdy nie są prawdziwe... Jestem głupcem... Skazuję się na niechybną śmierć... Pełen poczucia winy, goryczy i obcych mi uczuć, które zmieniały się tak często jak to tylko możliwe, ruszyłem dalej. Piękne krajobrazy... Ale wydawały mi się też takie groźne... Obca fauna... Flora... Słońce przestało przypiekać mi skórę, a miast tego, zaczęło chować się a żeby zupełnie zniknąć. Niedługo miał nastać wieczór... Westchnąłem przeciągle i z niechęcią zacząłem wodzić wzrokiem pomiędzy potężnymi drzewami. Człowiek przy ich ogromie wydawał się być mały jak mrówka... To było przytłaczające... Bardzo przytłaczające... Ale dzięki temu w dość krótkim czasie udało mi się znaleźć kryjówkę. Potężne, stare drzewo z wyżłobionym otworem... Nie sądziłem w to, że ktoś mógłby tu mieszkać, tak więc bez wahania wszedłem do środka i wyjąłem z tobołu prześcieradło... Dzień był aż za piękny... Dlatego noc miała być okropnie zimna...

***

Mrhhrr... Najeść się... To jest coś... Być całym we krwi swej ofiary i czuć dumę iż zabiło się dla kogoś... Kogoś kogo się kocha... A my kochamy Ira’shu... Bardzo... Od pewnego czasu, zaczęłam się jednak zastanawiać, czemu nam pomaga i czemu nas uczy, dokarmia... Czy ma jakiś związek z naszym stadem? Nie wiem, ale i tak kochamy Ira’shu, kimkolwiek by nie była. A nasz przywódca, o dziwo ma do niej zupełne zaufanie. Nie chce jej nawet wygryźć, jak zrobiliby to inni osobnicy. My, nienawidzimy konkurencji...
-Najedliście się bracia?! – zakrzyknęłam niespodziewanie unosząc rękę do góry.
-TAK! – ci odkrzyknęli równie głośno.
-W kogo imieniu się najedliście? Hrr... – spytałam z dumą w głosie.
-IRY’SHU!
A wiesz co jest najlepsze w naszym jestestwie? Otóż to, że nikt, nigdy nie widział naszych ciał czy twarzy... Bowiem jesteśmy jedną z niewielu ras transformujących się. Wyglądamy niczym elfy, smukłe, blade i piękne... Wabimy w ten sposób podróżników z dalekich krain, ażeby nikt spoza wioski nie dowiedział się o naszym bycie... Wybiliby nas... Chociaż Ira’shu z pewnością by nas obroniła... Kochamy Ira’shu. Mamy ostre kły, długie jęzory pokryte jadowitym śluzem i coś, o czym wspominać nie będę. Nie winnam zdradzać Ci naszych sekretów śmiertelniku... Ale możesz wiedzieć jedno... Tak jak nasi stwórcy – jeśli nikt nas nie unicestwi, możemy żyć bez końca...


Mwah, złączyłem dotychczasowe opowiadanie z częścią Marthy, a.k.a. Sheyny, którą upoważniam do wstawiania jej fragmentów tutaj. Jej fragmenty są pisane jako Shadow. No nic, mam nadzieję, że Wam się takie podwójne opowiadanie spodoba. x3


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Sheyna
Nowy


Dołączył: 29 Mar 2011
Posty: 14
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: uh, takie wygwizdowie....
Płeć: Samica

PostWysłany: Pią 11:45, 26 Sie 2011 Temat postu:

Gdy tylko skoczyłam, moje skrzydła automatycznie mi się wysunęły, a ja zaczęłam je rozpędzać… Miałam ochotę odlecieć jak najdalej od Yacuell’a, plemienia i reszty moich problemów… Do takiej ucieczki nadawało się tylko jedno miejsce- góry Wiwe’A’Nukka… Był to ciąg większych i mniejszych gór, pagórków, gdzie zamieszkiwali Ci, którzy Nas stworzyli… Według legend Naszych Oni Nas stworzyli, byśmy… hmm… no cóż… po prostu istnieli… Należeli Oni do ludu Mija’Nowi, jak My ich zwiemy… Nie chodzi tu tylko o wiek, ale i o Ich doświadczenie, mądrość i to, że powołali Nas do istnienia…Pewnego dnia, jedna z Szamanek postanowiła, wraz z częścią grupy, odejść dalej, na dół, do lasu… Mija’Nowi zgodzili się… Odprawili Nas, których nazwali Eaw’eeol, ofiarowując Nam część Swojej wiedzy i Mocy… Ukryci w lesie uczyliśmy się tego, co potrzebne do przetrwania, jak zrozumieć wszystko, co Nas otacza itp., itd… Według legend ludzi- Oni stworzyli Nas, byśmy Im służyli, a potem myśląc, że jesteśmy od Nich lepsi uciekliśmy, by, jak dzikie stworzenia, żyć i zabijać samym… Oczywiście pierwsza wersja jest prawdziwa… Dopóki nie pojawiły się Ira z Yhrą… Ira wmówiła wszystkim, że Najstarsza odeszła od Nas, że musimy zabijać ludzi z wioski, by przeżyć… Bez sensu… Do tej pory żyliśmy sobie spokojnie, tylko od czasu, do czasu odważniejsi udawali się na żer do osady… No i ludzie teraz myślą, że wszyscy Eaw’eeol to mordercze, okrutne i bezmyślne bestie… A wszystko przez Irę… Za to Yhra potęgowała w Nas dzikość, niechęć do ludzi i prymitywność…
Ale tymczasowo to nie moje problemy… W sumie… Po to uciekłam…
Powoli, zataczając kręgi wylądowałam pomiędzy drzewami… Tak, na górach Wiwe’A’Nukka też był las… Tyle, że zamieszkany przez Mija’Nowi… Wybrałam te akurat góry, z kilku powodów: mogłam uciec od problemów, były prawie niedostępne (od strony lasu), więc miałam pewność, że, poza mną, Eaw’eeol nie ma, no i zamieszkiwali je Mija’Nowi, którzy mogli udzielić mi kilku odpowiedzi…
Gdy byłam młodsza uciekałam tu od czasu do czasu, więc zrobiłam sobie swój własny zakątek (:3), gdzie spałam, miałam dostęp do czystej wody i nikt mnie nie mógł odnaleźć... Zdążyłam tu również zasadzić trochę jadalnych i leczniczych roślin… Z głodu bym nie umarła… Magiczne właściwości tego miejsca sprawiały, że mój „ogródek” pozostawał w dobrym stanie…


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Sheyna dnia Pią 11:46, 26 Sie 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Niko
Dorosły


Dołączył: 27 Lip 2011
Posty: 134
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z Czapki Niewidki.
Płeć: Samiec

PostWysłany: Śro 15:49, 28 Wrz 2011 Temat postu:

Dobra, koniec, zostaw ten temat w spokoju, M! >:C
Zaś mi wypadałoby coś nabazgrolić, nie? Oczywiście nie mówię, że historia Ivana dobiegła końca, nie, nie, po prostu na razie dość. :3
Zaś teraz, natchnięty nieskończoną co prawda, opowieścią Viy'usiowej, o samym Viy'usiu, postanowiłem napisać coś takiego o Xythusiu. Rozsiądźcie się więc i posłuchajcie. u3u


Każdy ma lepsze czy gorsze dni...
Nie ważne co było wczoraj, a co wydarzy się dziś...
Mam dosyć, za dużo tego...
Nie wytrzymuję psychicznie...
Mógłbym...
Mógłbym się zabić...

***

Cicho kroczyłem ku znanemu mi miejscu... Miejscu, które jako jedyne potrafiło napawać radością, rozweselić kogoś mego pokroju... Czy nie sądzisz człecze, że takim miejscem jest dom? Mylisz się więc, bowiem ja nie mam domu... Choć mam domowników... Jestem sam... Choć mam rodzinę... Żyję, choć żyć nie powinienem... Bo zamiast mnie... Zamiast mnie mogłoby żyć najmniej tysiąc dusz...
Kierowałem się ku urwisku... Myśli me uciekały się do jedynego słusznego rozwiązania... Do samobójstwa... Ale cóż za korzyści by mi ono przyniosło? Ile osób by się cieszyło a ile by płakało?
Nie obchodzą mnie inne osoby.
Ależ obchodzą cię, nie kłam...
Odejdź, nie potrzebne mi twe przeklęte rady, jesteś nikim, wyobraźnią...
A więc i ty jesteś nikim, mój... Mój żywicielu...
Nie jestem twoim żywicielem, nie istniejesz... Ułuda...
No dalej, zniszcz mnie, ujawnij swą prawdziwą twarz!
Przestań...
Czyżbyś tchórzył? Zawsze tchórzysz! Nikogo nie zabijesz, jesteś za miękki!
Kłamiesz...
Naprawdę? Czemu więc się mnie nie pozbędziesz? TCHÓRZ!
Jesteś częścią mnie, jestem chory, a ty... Ty nie istniejesz... Beze mnie nie istniejesz... DAJ MI SPOKÓJ!
Skoro nalegasz... Jesteś uroczy gdy błagasz o litość... Chciałbym zobaczyć jak ktoś inny cię dręczy... Jesteś kruchy.
Zamknął się. Mój chory umysł zamknął się... Westchnąłem. Nikt nie wie... I dobrze... Gdyby wiedzieli, byłoby źle... Byłbym nikim... On miał rację... Jestem słaby, kruchy... Jestem chory...
Wreszcie dotarłem na miejsce... Wyglądałem na nieco zmęczonego, na nieco przygnębionego... Takiego jak zwykle... Co chodziło mi po głowie? Ach, raz po raz odzywał się on, myślałem też o życiu i śmierci... Czego jeszcze można chcieć? Czego więcej, jak nie wiecznego spokoju? Czego więcej, jeśli ma się wszystko co do tkwienia na tym świecie potrzebne?
Nie wiem...
Wiem, że mam dosyć. Dosyć wszystkiego... Ale i jednocześnie chciałem zostać... Stanąłem nad skrajem urwiska, nawet nie spostrzegłszy się, kiedy tam byłem... Spojrzałem w dół... A wtedy on, on przejął mój słaby umysł...
Widzisz jacy głupcy? Tak, tak, gniewasz się co? Ale nie ma czego... Ja jestem ten dobry, ja ci dobrze radzę... Słuchaj, a nie ucierpisz na tym...

***

Obłąkańczy uśmiech psychola, demoniczny wręcz, chichot. Głupcy... Mógłbym... Mógłbym ich... Zeżreć.
Było to normalne, od zawsze taki byłem, odkąd pamiętam...
No chodź, mówię ja ci, pobaw się z kimś! Połam komuś nóżki niczym patyczki! Wiesz, że cię cenię...
Ruszyłem więc normalnie, raz po raz oblizując kły i strzelając ogonem... Ofiary... Dręczenie... Me hobby... Od zawsze...


Koniec. :3
A zrozumie to tylko ten, kto jest równie obłąkany co ja i daje się nabierać słowom swego własnego ego. Dziękuję za uwagę, do następnego rozdziału.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Anexia
Dorosły


Dołączył: 21 Wrz 2011
Posty: 335
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Samica

PostWysłany: Śro 17:17, 28 Wrz 2011 Temat postu:

Zaiste chędogie opowiadanie... Ale nie ma Vijusia. >:C
A tak ogółem, to fajnie się zapowiada, moje będzie bardziej... 'humorzste'. x3


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Elizabeth Angeline
Dorosły


Dołączył: 19 Wrz 2011
Posty: 118
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Samica

PostWysłany: Czw 15:59, 06 Paź 2011 Temat postu:

Ciekawe opowiadanie. Inne niż wszystkie, jakie są zamieszczane zazwyczaj na forach. Ma w sobie to coś.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Sheyna
Nowy


Dołączył: 29 Mar 2011
Posty: 14
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: uh, takie wygwizdowie....
Płeć: Samica

PostWysłany: Pon 13:12, 26 Gru 2011 Temat postu:

hmm... Zawaliste !

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Xythuel
Latający Mag


Dołączył: 19 Sty 2011
Posty: 2519
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Samiec

PostWysłany: Nie 21:53, 22 Sty 2012 Temat postu:

No to teraz trzy rysunki długopisowe. c: Jakość słaba, ale co tam. Przedstawiają one "Kajinkę, Sammychę i Viy'ka". Nie bić. x'3

[link widoczny dla zalogowanych]
[link widoczny dla zalogowanych]
[link widoczny dla zalogowanych]

Mam nadzieję, że poznacie, które to które. Na jednym jest napisane 'Zryta anatomia' (obok Samuela x'3) wiadomo czemu. Oceniać, krytykować, a ja się bać, o.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Viy Curay
Shrek


Dołączył: 17 Maj 2011
Posty: 1914
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5

Płeć: Samiec

PostWysłany: Nie 22:01, 22 Sty 2012 Temat postu:

Łahah, ktoś Vija narysował, yey! <3
Łah, mi się wszystkie podobają, Kajinka najbardziej chyba. c:
Dobra, nie mam pojęcia co napisać, ale jednym słowem świetne są, mimo, iż to długopisowa praca bez kolorów. x3 *Lubi ołówkowe prace z kolorami*


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Atrita
Latający Doświadczony Wilk


Dołączył: 08 Gru 2009
Posty: 4895
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Samica

PostWysłany: Nie 22:06, 22 Sty 2012 Temat postu:

We~! Ale fajniachne ^.^
Podobają mi się - chociaż jakość zdjęć słaba. Kajka! Kajczulka! Mwah!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Xythuel
Latający Mag


Dołączył: 19 Sty 2011
Posty: 2519
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Samiec

PostWysłany: Nie 22:12, 22 Sty 2012 Temat postu:

Nah, jakość niestety słaba musi być. >c< Skanera nie ma, to tablet w ruch. xD Dziękuję oczywiście za ocenę. Jak znajdę te fakin kredki, to kogoś jeszcze nabazgram. Muszę tylko zapamiętać daną postać, huuurrrr.

Edit
Hue, hue narysuję Kajkę. x'3 Znowu. Lubię ją rysować. Szkic na kartce od bloku już mam. Teraz tylko kololki. c:


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Xythuel dnia Nie 22:18, 22 Sty 2012, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Caro
Latający Szpieg


Dołączył: 07 Sty 2011
Posty: 1232
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Samica

PostWysłany: Nie 22:23, 22 Sty 2012 Temat postu:

Dobija mnie to, że wszyscy na całym wszechświecie mają talent, a ja nie. ._.
Niemniej cudne są. *-*
Jakość trochę słaba i musiałam odwracać głowę jak debilka (kiedy akurat ojciec wszedł do pokoju, huh.) ale co tam!
Fajnie by było gdybyś kiedyś, w odległej przyszłości narysował Caroł, ale nic na siłę, ofc.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Xythuel
Latający Mag


Dołączył: 19 Sty 2011
Posty: 2519
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Samiec

PostWysłany: Nie 22:24, 22 Sty 2012 Temat postu:

Zrobię i Caroś. c: Szkic czy szkic + kolory? Bo sam szkic osobiście zajmuje mi max. 4 minuty. x3

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Caro
Latający Szpieg


Dołączył: 07 Sty 2011
Posty: 1232
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Samica

PostWysłany: Nie 22:31, 22 Sty 2012 Temat postu:

Byłoby fajnie, gdyby to był szkic + kolory, ale nic na siłę. :3
Zrobisz jak zechcesz.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Maxime
Upiór


Dołączył: 13 Mar 2011
Posty: 927
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z Shajena i Viktorii...
Płeć: Samica

PostWysłany: Nie 23:01, 22 Sty 2012 Temat postu:

Yay, no to macie i kololową Kajkę. :3

[link widoczny dla zalogowanych]

Oceniać itede, itepe. x'3


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Samuerian
Latający Doświadczony Wilk


Dołączył: 30 Paź 2010
Posty: 5618
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z Kryptona!
Płeć: Samiec

PostWysłany: Pon 13:03, 23 Sty 2012 Temat postu:

O, Sammich. c:
Nie stać mnie na większy komentarz, ale ciesz się, że dałam radę cokolwiek napisać. x'3


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Atrita
Latający Doświadczony Wilk


Dołączył: 08 Gru 2009
Posty: 4895
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Samica

PostWysłany: Pon 13:23, 23 Sty 2012 Temat postu:

I wywalony jęzor xD

Świetna jest x)


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Maxime
Upiór


Dołączył: 13 Mar 2011
Posty: 927
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z Shajena i Viktorii...
Płeć: Samica

PostWysłany: Pon 13:27, 23 Sty 2012 Temat postu:

Zaiste, ego lvl up. :'3 No to macie jesce, jesce. xD Tu będzie tak: Caroś, Rita, moje wyobrażenie Dante i Koko. c:

[link widoczny dla zalogowanych] - pozwoliłem sobie narysować wersję człekopodobną. I nie, ona się nie modli tylko gubi koraliki z naszyjnika. x'3
[link widoczny dla zalogowanych] - sparkle, sparkle.
[link widoczny dla zalogowanych] - po prawej miszcz drugiego planu, czyli 'ja'.
[link widoczny dla zalogowanych] - głodna Koko. oco


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiekTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi Forum O wilkach Strona Główna -> Twórczość Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7  Następny
Strona 4 z 7


Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB Š 2001, 2005 phpBB Group
Theme bLock created by JR9 for stylerbb.net
Regulamin