Sou
Dorosły
Dołączył: 06 Wrz 2010
Posty: 122
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Płeć:
|
Wysłany: Śro 17:31, 15 Wrz 2010 Temat postu: Moje 'dzieła'. |
|
Souś, czy też Gin, postanowiła ukazać światu swoje 'dzieła'. I mam tu na myśli dokładniej dwie rzeczy - rysunki oraz różnego rodzaju opowiadania. Zazwyczaj są to takie 'jednostrzałowce'. Nie przepadam za pisaniem całych książek, itd., choć kiedyś z niewiadomego powodu naszła mnie taka ochota. Do tej pory nie dokończyłam prologu xdd.
Na początek taka krótka historyjka. Pisałam ją do szkoły, na zadanie z polskiego. Miała być to 'krótka, fikcyjna historyjka', ale ja jak zwykle postanowiłam się bardziej rozpisać. Jeszcze nie wiem, co nauczyciel o tym myśli, gdyż postanowił nie brać mojego zeszytu do sprawdzenia 3:
Niewielkie, drewniane drzwi, prowadzące do ogromnej, zamkowej komnaty otworzyły się gwałtownie, ukazując zgromadzonym tutaj kobietom i dzieciom szczupłą sylwetkę kobiety, ubranej w czarny płaszcz, dosięgający jej do kostek. Nikt nie był w stanie dostrzec, kim jest nowo przybyła, gdyż na jej głowie znajdował się kaptur. Popchnęła lekko drzwi, a te zamknęły się z hukiem, który rozniósł się po komnacie. Postać ruszyła szybkim, żywym krokiem w stronę drugiego końca sali, gdzie znajdowała się pewna kobieta. Nie była to jednak, ani krawcowa, ani kucharka, ani żadna z innych, zwykłych ludzi. Pochodziła ona z królewskiej rodziny i objęła władzę, kiedy jej mąż, król, walczył na wojnie przeciw dacharańskiej armii.
Te dwie, różniące się od siebie kulturą oraz zasadami, panującymi wśród ludzi, krainy od zawsze były do siebie wrogo nastawione. Nie ważne jak bardzo władcy Cerewy próbowali dojść do porozumienia. Dachara nigdy nie zgodziła się na sojusz. Prawdopodobnie przez jedną, najbardziej różniącą ich zasadę. Dotyczyła ona używania czarnej magii. Wśród Cerewańczyków było to zabronione, pod karą śmierci. Tylko dwie osoby z całej krainy miały zgodę na praktykowanie tej ogromnej, niszczycielskiej mocy i były one najbardziej zaufane obecnemu władcy. Zaś Dacharańczycy, nieważne z jakiej rodziny pochodzili, czy byli biedni, czy bogaci, czy ich król im ufał, czy nie – każdy mógł uczyć się zaklęć czarnej magii.
Postać w czarnym płaszczu zatrzymała się przed królową i ukłoniła się z szacunkiem. Władczyni skinęła delikatnie głową, trzymając w dłoni ciepłe, płomienno – rude pióro feniksa, które dostała od swojego męża. Dopóki grzało jej dłonie, mogła mieć pewność, że król żyje. Kaptur nieznanej kobiety zsunął się z jej głowy, ukazując urodziwą twarz ciemnookiej, młodej dziewczyny. Kruczoczarne loki rozsypały się na jej plecach, raz po raz ulegając delikatnemu wiatru. Wyprostowała się i powoli podeszła do swojej władczyni. Jej wzrok czujnie obserwował pióro, umieszczone w drżących dłoniach starszej już kobiety.
- Witaj, królowo. – Odezwała się śpiewnym głosem. Władczyni z początku nie odpowiadała. Przyglądała się tylko badawczo dziewczynie.
- Mów mi po imieniu, Elizabeth. – Zmarszczyła czoło. – Czemu jesteś tutaj, kiedy powinnaś walczyć u boku mojego męża?
- Król Kornelius przysłał mnie tutaj, abym w razie czego was broniła. – Widząc zdziwione spojrzenie władczyni, dodała pospiesznie. – Ja także się zastanawiam, dlaczego przysłał akurat mnie. Obawiam się, że nie wytrzymam zbyt długo, jeśli dostaną się do zamku.
- Miejmy więc nadzieję, że im się to nie uda. – Królowa zacisnęła dłoń na piórze feniksa. – Usiądź, Elizabeth. Odpocznij trochę.
- Dziękuję.
Kobieta w płaszczu usiadła pod ścianą. Zastanawiała się, o czym król myślał, kiedy kazał jej tutaj przyjść. Zapewne dobrze wiedział, że Elizabeth, sama nie da rady setkom przeciwników. Nawet jeśli uda jej się wytworzyć magiczną tarczę wokół zamku to najprawdopodobniej po jakimś czasie jej energia się wyczerpie, a kopuła obronna zniknie, przepuszczając Dacharian do środka. Na samą myśl o tym przeszły ją ciarki. Zrobiliby tu rzeź, zabijając wszystkich po kolei. A ona byłaby bezradna…
Nagle władczyni wydała z siebie cichy jęk, co sprawiło, że Elizabeth zwróciła na nią swój wzrok. Królowa ściskała pióro, przytulając je do piersi. W jej oczach lśniły łzy, gotowe w każdej chwili wypłynąć. Mamrotała coś cicho, patrząc przed siebie. Czarnowłosa poderwała się na nogi i szybko podeszła do królowej, modląc się w duchu, żeby nie stało się to, czego się obawiała.
- Królowo, co się stało? – Władczyni spojrzała na nią, ale nic nie powiedziała. – Co się stało?
- Umarł… - Odezwała się w końcu. – Król nie żyje!
- Nie, tylko nie to... – Zacisnęła pięści, wpatrując się w kobietę na tronie. – Jesteś tego pewna?
Cisza. Nikt nie był w stanie już nic powiedzieć. Elizabeth patrzyła cierpliwie na królową, ale ta nic nie zrobiła, nawet wtedy, kiedy łzy zaczęły sączyć się z jej oczu. Czarnowłosa delikatnie dotknęła pióra feniksa. Było zimne. Pamiętała, jak kiedyś miała okazje je dotknąć. Wtedy było jeszcze ciepłe. Czyli to prawda. Król umarł. Armia bez dowódcy nie miała szans. Jej przyjaciel, Septimus, drugi z magów praktykujących czarną magię, pewnie nie miał już zbyt dużo energii by się bronić.
Elizabeth wyprostowała się gwałtownie i odwróciła w stronę zgromadzonych tu kobiet i dzieci. Jej broda drżała lekko. Obserwowała wszystkich uważnie. Niektóre dzieci zaczęły płakać, a matki przytulały je do siebie także nie szczędząc łez. Westchnęła głęboko, powstrzymując łzy, które niespodziewanie zaczęły zbierać się w jej ciemnych oczach.
- Król nie żyje! – Powiedziała w końcu głośno i wyraźnie, żeby każdy ją słyszał. – Nie przesłyszeliście się! Umarł. Armia prawdopodobnie nie będzie wiedziała, co robić. Niektórzy pouciekają, a inni będą walczyć do końca! – Zamilkła na chwilę. – Prędzej czy później Dacharianie dostaną się także i tutaj… Spróbuję was ochronić. Będę walczyć, aż zginę. Ale jeżeli ma się nam udać, musicie mi pomóc! – Milczenie. Nikt się nie odezwał. Wszystkie spojrzenia zwrócone były na przemawiającą kobietę. – Zastawcie wszystkie wrota do zamku! Wszystkie drzwi prowadzące do tej komnaty! Weźcie wszystko, obrazy, rzeźby i meble, byleby nie dostali się do środka!
Nikt się nie poruszył. Ludzie rozważali słowa czarnowłosej. Królowa przyglądała się jej z nieskrywanym podziwem. Elizabeth powtórzyła swoją prośbę, ale tym razem podziałało. Kobiety wraz ze swoimi dziećmi podniosły się. Jedni pobiegli w stronę północnego wejścia, inni zaś postanowili zablokować wejście wschodnie. Czarnowłosa podeszła do królowej, obiecując jej, że nie podda się póki nie skona.
Następnie stanęła pośrodku pustoszejącej komnaty i mrucząc zaklęcie pod nosem wykonywała skomplikowane ruchy. Poza gwarem, który wybuchł, kiedy wszyscy zaczęli torować przejście do komnaty było słychać cichy szelest jej szaty. Była tak skoncentrowała, że nie zauważyła nawet, kiedy dzieci zaczęły się gromadzić wokół niej. W tej chwili chciała tylko stworzyć tarczę, która jakiś czas będzie chroniła ich przed wrogą armią.
Wyszeptała jeszcze ostatni wers zaklęcia i za oknami pojawiła się złota poświata, otaczająca zamek z każdej strony. Migotała delikatnie, kiedy wiatr lekko w nią uderzał. Elizabeth spojrzała na otaczające ją dzieci. Wymusiła delikatny uśmiech, żeby je trochę pocieszyć, po czym odwróciła się i powróciła do trony królowej. Stanęła obok niej, uciszając hałas. Jej twarz pobladła, a ręce drżały lekko. Zaczęła przemawiać do zgromadzonych osób, próbując ich jakoś pocieszyć. Starając się pobudzić w nich nadzieję.
Nagle jej głos ucichł. Nikt się nie odzywał. Do uszu Elizabeth dochodził huk, hałas… Mogła oddzielić od siebie poszczególne dźwięki, jak tętent kopyt, krzyki i rżenie koni.
- Nadjeżdżają… Już tu są. – Uświadomiła sobie to po chwili. – Są już blisko! Moja tarcza zatrzyma ich na jakiś czas, ale nie potrwa to więcej niż kilkanaście minut. Dzieci niech się gdzieś schowają, a kobiety niech spróbują podtrzymywać zablokowane drzwi!
Wszyscy posłuchali jej, zajmując się tym, co została im przydzielone. Dzieci pochowały się, gdzie tylko mogły. Elizabeth westchnęła ciężko. Teraz wszystko zależy od siły wroga. Przyklęknęła przed królową i pochyliła głowę. Wypowiedziała kilka krótkich słów, jakby w obcym języku i podniosła się. Następnie odwróciła się twarzą do reszty i zaczęła nimi kierować. Pomagała znaleźć kryjówkę dzieciom, jednocześnie przytrzymując zablokowane drzwi.
Kilkanaście minut później tarcza, na którą napierali przeciwnicy zniknęła, jak bańka mydlana. Dacharańczycy rzucili się do wrót zamku. Próbowali je otworzyć i wyważyć. Wszyscy żołnierze znający się, choć trochę na czarnej magii zaczęli wypowiadać zaklęcia. Mieli przewagę. W końcu północne oraz wschodnie wrota zostały wyłamane. Na korytarzach zaroiło się od wrogich żołnierzy. Elizabeth zaczęła wypowiadać kolejne zaklęcia. Chciała utrzymać wrota. Jednak nie dała rady. Mimo wszystko wrogich magów było o wiele więcej. Ostatnie drzwi, prowadzące do komnaty, gdzie wszyscy byli zgromadzeni zostały wywarzone, dzięki silnemu zaklęciu.
Dacharańczycy mordowali wszystkich po kolei. Wyciągali dzieci z kryjówek i zabijali je. Robili to tak, jakby to nie miało większego znaczenie. Jak gdyby nigdy nic pozbywali się kolejnych ludzi. Elizabeth walczyła przy pomocy sztyletów, chroniąc królową. Jednak po chwili władczyni została trafiona jedną ze strzał, które wlatywały przez okna. Wszystko stało w płomieniach.
Czarnowłosa kobieta walczyła, choć wiedziała, że nie da rady. Chociaż zdawała sobie sprawę, że ona także polegnie. Zabiła kolejnego przeciwnika, wbijając mu niewielki sztylet w serce. Martwo ciało opadło na podłogę. Nagle Elizabeth została ugodzona strzałą, która trafiła ją w klatkę piersiową. Wydobyło się z niej ciche stęknięcie. Sztylety zabrzęczały o kamienny bruk. To był koniec. Już nic nie mogło uratować Cerewańskich kobiet i dzieci. Wszyscy zginęli.
Bóó, usunęło mi akapity!... I nie chce mi się tego poprawiać ; d
Przepraszam za tą chaotyczność. Zdaję sobie sprawę, że w pewnym momencie można się pogubić, jeśli chodzi o to, kto jest władczynią, a kto czarnowłosą Elisabeth. No nic, nie potrafiłam tego inaczej napisać, niestety. Wybaczcie także za błędy, jeśli jakieś znajdziecie. Prawdopodobnie będą to błędy interpunkcyjne, ponieważ od zawsze miałam z tym największy problem.
Chcę was przeprosić również za końcówkę tego 'dzieła'. Wiem, jest ona dosłownie do kitu, ale z trudnością przychodzi mi opisywanie takich przeżyć... Jednak postanowiłam, że coraz częściej będę skupiała się na opisie śmierci itp. 8d
Proszę o szczere komentarze. I choć nie jestem przyzwyczajona do krytyki (nie pokazuję swoich twórczości) to jeśli będziecie mieli potrzebę, wyżyjcie się! Tak więc, krytyka jest wręcz wskazana :3
Post został pochwalony 0 razy
|
|