Forum O wilkach Strona Główna
  FAQ  Szukaj  Użytkownicy  Grupy  Galerie   Rejestracja   Profil  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  Zaloguj 

Prace zwycięzców konkursów Halloween 2012

To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiekTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi Forum O wilkach Strona Główna -> Twórczość
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat
Autor Wiadomość
Samuerian
Latający Doświadczony Wilk


Dołączył: 30 Paź 2010
Posty: 5618
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z Kryptona!
Płeć: Samiec

PostWysłany: Pon 17:17, 05 Lis 2012 Temat postu: Prace zwycięzców konkursów Halloween 2012

1. Konkurs rysunkowy:
  • Prace April - [link widoczny dla zalogowanych], [link widoczny dla zalogowanych]
  • [link widoczny dla zalogowanych]


2. Konkurs na straszną historię:

  • Praca Eleny:


Wielu z was zapewne boi się ciemności. Ale to nie same ciemności są najgorsze. Najgorsze jest to, co siedzi w owych ciemnościach. Jeśli myślicie, że siedząc w domu samemu, rzeczywiście jesteście sami, to grubo się mylicie. Właśnie w tej chwili, na waszych sylwetkach skupionych jest mnóstwo oczu. Martwych, pustych oczu. To dusze, które nie odeszły, których świat przeplata się z naszym i nigdy na dobre się nie odłączy ani nie połączy.
Opowiem wam historię o istocie, która posiadła ciało i wygrała ze śmiercią. To nie jest kolejna bajka, wyssana z palca, o jakich czyta się w książkach. Posłuchajcie.
Była jesień, roku 1839. Pewna młoda kobieta o imieniu Izana, w wieku dorastania, pokłóciła się ze swoją matką. Oburzona wybiegła z domu w pięknej, liliowej sukni i zasiadła na ławce przy wejściu do lasu okalającego piękne jezioro. Ukryła twarz w dłoniach i płakała. I wtedy usłyszała kroki. Lekkie kroki, stąpające po liściach. Odwróciła gwałtownie głowę i zobaczyła iskrzącą się istotę, postać młodego, przystojnego mężczyzny, który uśmiechał się pogodnie. Zapytał, dlaczego płacze, niskim, miłym dla ucha głosem. Zdziwiona jego obecnością otarła łzy i wstała. Przedstawiła mu się i powiedziała wypranym z emocji głosem, że pokłóciła się z matką, która uważa ją za bezwartościowy twór i tak też ją traktowała od bardzo dawna. On uznał, że może jej pomóc i wyciągnął ku niej dłoń. W tym momencie z drzwi wyszła matka dziewczyny i krzycząc wściekle wołała ją do domu. Nie chciała tu zostawać, więc podbiegła do nieznajomego i dopiero teraz zdała sobie sprawę z tego, że nie jest on człowiekiem. Zapytała kim on jest, nie czując strachu, a ulgę, taką jak w momencie odcięcia się od źródła strachu. Powiedział, że jest tym, kogo potrzebuje i kazał podążyć za sobą. Izana, słysząc obelgi matki ruszyła za nim. Poprowadził ją po kamiennych schodach na leśną drogę, wijącą się tuż przy jeziorze. Dotarli w dziwne miejsce, na polanę, na której rosły białe kwiaty.
Mogę ci pomóc. Pomóc stać się taką, jakiej chce twoja matka... – wyszeptał spokojnym tonem do jej ucha. - Gdybyś tylko mi pozwoliła, bym ci pomógł, twoje problemy mogłyby się skończyć...
Dziewczyna zastanowiła się nad tym, co powiedział ów nieznajomy.
Jak możesz mi pomóc? I dlaczego chcesz to zrobić? – zapytała podejrzliwie.
Mam pewien dług do spłacenia. Jeśli to zrobię, zaznam spokoju. A tobie chcę pomóc, bo jesteś wyjątkowo piękna. – powiedział uśmiechając się oszałamiająco. Zbita z tropu zgodziła się. Chłopak wyjął dziwny sztylet i książkę, w której były zapisane dziwne słowa, które ciężko było jej odczytać.
Abym mógł ci pomóc, musisz to przeczytać i przeciąć skórę na prawej dłoni tym sztyletem. – podał jej przedmioty i dodał – Pomogę ci czytać.
Dlaczego mam się zranić? – zapytała zdziwiona i zerknęła na niego.
Nic nie ma za darmo. Sama o tym wiesz. – odparł z pokrzepiającym uśmiechem i wskazał wzrokiem na książkę.
Zaczęła czytać i stopniowo odczuwała ukojenie. Tak, jakby odpływała i słyszała wyraźne słowa chłopaka, dudniące w jej czaszce. W końcu przecięła dłoń a chłopak zaczął się zmieniać. Jego oczy zajarzyły się czerwienią a z ust wysunął się czarny, gadzi język. Jego ciało spowiła ciemność i wyłonił się z niej upiór o okropnych, długich zębach, które szczerzył do Izany.
Teraz należysz do mnie! – zawył nienaturalnym, chrypiącym głosem i zasyczał w jej stronę wyszczerzając wszystkie kły w paskudnym uśmiechu. Zaniósł się mrożącym krew w żyłach rechotem i dosłownie wpłynął w ciało swej ofiary przez jej otwarte usta. Dziewczyna zaczęła krzyczeć i padła na ziemię, wstrząsana konwulsjami a z jej ust poczęła płynąć czarna piana. Rzucała się jak w szale i krzyczała przeraźliwie aż w końcu znieruchomiała.

Znalazła ją matka. Dziewczyna była nieprzytomna i od tego zajścia już nigdy nie było jak dawniej. Izana zmieniła się nie do poznania. Całymi dniami przesiadywała w lesie z książką i sztyletem, jej głos bardzo się obniżył, a twarz ustąpiła miejsca okropnej masce o zapadniętych policzkach, pożółkłych, prawie czarnych, długich zębach i czarnych oczach. Włosy się przerzedziły i przybrały siwy odcień, ciało wychudło i wydłużyło się. Nocami śmiała się paskudnie, budząc i przyprawiając matkę o palpitacje serca. Chodziła za nią jak cień, doprowadzając kobietę do obłędu. Pewnego dnia duch wyparł całkowicie duszę dziewczyny z ciała i przejął nad nim kontrolę. Od tamtego czasu nie starzał się. Cały czas żył, a jak? Pił krew. Mordował w okropny sposób mieszkańców miasta, by nadal żyć. Aż w końcu miasto kompletnie wymarło.

***

Halloween. Po raz kolejny dzieci wybiegły na ulice, by zbierać cukierki. Jakże absurdalne wydawało się to święto w obliczu następujących wydarzeń. Był rok 2012 i w końcu zapadła noc. Dzieci wróciły do domów i zapadły w głęboki sen. Dwóch już dorosłych mężczyzn, mniej więcej lat 23 oboje, wracali z imprezy do domu. Około godziny 3 przechodzili przez dawno nieodwiedzany park. Musieli się rozdzielić, by pójść do domu, więc pożegnali się i ruszyli każdy w swoją stronę. Wszędzie było mnóstwo mgły, wiele przedmiotów ginęło kilka metrów dalej. I pojawił się chłód z nieokreślonego źródła. I upiorna cisza. Umilkły wszelkie dźwięki nocy i parku. Wtem przeraźliwy, ginący krzyk i już go nie było. Tamten odwrócił się ze śmiechem w poszukiwaniu dowcipnego towarzysza i włosy zjeżyły mu się na całym ciele. Za ławką, w nikłym świetle starej latarni zobaczył pochyloną nad ciałem chłopaka postać w czarnej, długiej szacie. Kaptur zakrywał jej twarz.
Zostaw go! – krzyk chłopaka przeciął ciszę a postać z dzikim rykiem odchyliła głowę do tyłu i odrzuciła sflaczałe ciało w krzaki. I... po prostu zniknęła, jakby wskoczyła w jakąś dziurę.
Chłopak oglądał się za siebie w panice i strach sparaliżował go całego.
Jesteś sam, dookoła nikogo nie ma... Jakże nikłe jest życie... tak łatwo można przerwać tą cienką nić... nie ma ucieczki...twoje marne ciało będzie tu gniło i nikt nie dowie się co się z tobą stało... – ozwał się paskudny, przerażający głos, ale kiedy chłopak się odwrócił nikogo już nie było. I nagle coś chwyciło go za ramię, odwrócił głowę by zobaczyć co to jest i zobaczył pokaleczoną, brudną dłoń bez paznokci. Odwrócił się i ujrzał tą samą postać, która zabiła jego przyjaciela. Chwyciła go za gardło i uniosła wysoko, ponad swoją głowę. Zamarł z przerażenia, gdy w świetle zobaczył zapadniętą, żółto - siną twarz szczerzącą do niego pożółkłe, niemal czarne, ociekające krwią, długie kły. Czarny, gadzi język zatrzepotał wysuwając się z popękanych, sinych ust a w jego oczy spoglądały czerwone, błyszczące ślepia.
Witaj... – odezwał się dziewczęcy głosik Izany - I Żegnaj... – zawarczała postać głosem demona i wbiła kły w szyję ofiary. Z rykiem wyrwała szczękę z ciała martwego już chłopaka i połknęła kawałek żylastego mięsa. Odrzuciła truchło do rzeki i założywszy kaptur rozpłynęła się we mgle.
Do dzisiaj paskudny demon w ludzkim ciele przemierza miasta mordując. Strzeżcie się więc samemu zapuszczać się w odludnione miejsca, bo możecie skończyć tak jak ta dwójka.

  • Praca Morta:


Teraz mogę opowiedzieć, ale bez takich większych szczegółów, ażeby zachować prywatne dane osobowe.
Opowieść ma będzie nieco krótka, ale równie dobrze mrożąca krew w żyłach. Będzie dotyczyła mojego znajomego z lat młodości, gdy jeszcze nie wyprowadził się z miasta po całym tym zajściu.

***
To było około 6 lat temu. Mój znajomy i ja bardzo lubiliśmy horrory, wręcz zawsze udawaliśmy takie wymyślane zabawy w lesie w późnych porach. Interesowały nas najbardziej zjawiska paranormalne, duchy, zjawy, larwy astralne, nawet demony. W ogóle ta tematyka siedziała nam w głowach i byliśmy zbyt głupi by dać sobie z tym spokój.
Pewnego razu, będąc u siebie w domu, zaczepił mnie kolega, pytając czy nie wyjdę jak zwykle na dwór. Zaproponował wypad na cmentarz. Po jego naporze, skusiłem się, ale nie chciałem tam odwalać jakichś rytuałów czy czegoś, co mogłoby spowodować nieodwracalne konsekwencje. Wtedy w takie coś wierzyłem i to bardzo, a jest tak nawet do dziś. Po drodze, opowiadaliśmy sobie straszne historie wyczytane z neta(wtedy wówczas ja i kolega czytaliśmy tego tonami.), by podbudować klimat.
Na miejscu byliśmy po jakichś 15 minutach. Kolega wszedł pierwszy i od razu przeszliśmy do starego budynku. Wyglądało to jak wejście do katakumb, zwłaszcza, że schody kręciły się spiralą, aczkolwiek nigdy nie odważyliśmy się tam wejść. Tylko szaleniec wszedłby tam po zmroku... Zaczailiśmy się do niemieckiego grobu(tak, po dzisiaj są tu groby byłych nazistów) i usiedliśmy obok. Kolega wyciągnął książeczkę z czarną oprawką i począł czytać jakieś losowo wybrane teksty. Ponoć to miało zadziałać, ale nic prócz wiatru nie czuliśmy. Powiem szczerze, że samo czytanie kolegi przyprawiało mnie o silne dreszcze i niepokój... Minęło niespełna 10 minut, kiedy to jedna ze świeczek zgasła samowolnie. Nie wiało aż tak, by zdmuchnął ją wiatr, ale też nie wypaliła się bo miała pełny wkład. Poczułem się nieco osaczony. Jakby tysiąc par oczu na mnie spoglądało w tamtej chwili. Kontrolnie spytałem kolegę czy też czuje jakby ktoś na niego patrzył. On się przez chwilę nie odezwał, ale potem pokiwał głową, że czuje to samo. Baliśmy się ruszyć z miejsca. Człowiek ze strachu jest sparaliżowany, ma ograniczone możliwości ruchu, a wyobraźnia płata figle, choć i ona czasami może uratować życie. Spojrzałem za siebie, ale nie widziałem nic prócz małych żarzących się lampionów czy też zniczy. Wstaliśmy powolutku i zaczęliśmy iść w ciszy w kierunku bramy. Pamiętam, że kolega nie zamykał jej na zawias, toteż szarpnąłem furtkę, a ta nic... Osłupieliśmy z wrażenia. Raczej nikt o tej porze by nie robił sobie żartów i zamykał furtkę... Chwilę zajęło by kolega przeszedł przez bramę i otworzył furtkę od zewnątrz. Ja w tym czasie bałem się nawet spojrzeć za siebie. Czułem nadal te spojrzenia na sobie, a nawet wydawało mi się, że coś w moim kierunku podąża, tyle, że tego nie widziałem. Szybko przeszedłem przez furtkę i zamknęliśmy ją szczelnie. W drodze powrotnej, atmosfera troszkę się rozluźniła. Śmialiśmy się z naszych bladych min, gdy nagle od strony kolegi usłyszeliśmy dziwny szelest. Pragnę dodać iż droga na cmentarz prowadziła asfaltem przez las, toteż wszystko mogło się zdarzyć. Spojrzeliśmy w tamtą stronę, ale to nie mogła być ani żadna zwierzyna, a tym bardziej człowiek. Znów się zraziliśmy i przyspieszyliśmy tempa. Zerwał się wówczas silny wiatr, ograniczając nasz zmysł słuchu. Ja ze strachu zacząłem biec truchtem, zaś kolega w tym czasie zgubił buta i chciał go nałożyć. Gdy wybiegłem z lasu, kolegi za mną nie było. Orientacyjnie, wrzasnąłem w tamtą stronę, ale zero odzewu. Chciałem już tam wrócić po niego, gdy nagle wyłonił się z cienia drzew zapłakany. Nigdy w życiu nie widziałem, by płakał. Pytałem się go co się stało, ale on nie odpowiedział ani słowem, jakby jego głos wysiadł i już nigdy nie miał powrócić. Wróciliśmy do domów w ciszy. Nazajutrz jego matka zadzwoniła, że kolega trafił do szpitala, miał ponoć w nocy silne duszności, nie mógł samodzielnie oddychać. Podłączyli go do aparatury. Byłem przy nim w tych chwilach, a jego matka zasypywała mnie pytaniami, co robiliśmy, że tak się załatwił... Nie mogłem chyba powiedzieć prawdy, zresztą sam nie wiedziałem co się wtedy stało, gdy zgubił tego buta... Minęły tak orientacyjnie z 2 tygodnie kiedy odezwał się do mnie. Mówił, że wyprowadza się stąd i przekonał matkę, że tutaj nie może zostać. Poprosiłem go o spotkanie, bo przecież chciałem znać powód. Gdy się spotkaliśmy, usiadł na ławce ze zwieszoną głową.
Opowiedział mi w skrócie, co wtedy się wydarzyło. Gdy zakładał buta, coś szarpnęło go za koszulkę, a potem przewróciło na ziemię. Ponoć kolega widział 3 zniekształcone twarze, z czego jedna była kobieca. Były ponoć tak przerażające, że koledze odjęło mowy, tak jakby ich widok miał to spowodować. Zaś w nocy śniły mu się te same twarze, które szeptały do niego jakieś chore sentencje, groziły mu czy coś... Z tego powodu chciał wyjechać. Wstał z ławki, podał mi rękę i wtedy ostatni raz go widziałem. Po tamtym zdarzeniu, nasz kontakt zerwał się aż po dzisiejsze dni.

***

Historia jest oparta na moich oraz pana M. doświadczeniach. Nic co tu napisałem nie jest kłamstwem, aczkolwiek niektórzy mogą sobie myśleć inaczej, szczerze to nie interesuje mnie to. W tej historii sami widzicie, że tego co nie widać na pewno może zranić, gdy tylko się "to" rozdrażni. Więc ku waszej przestrodze, nie próbujcie tego na własną rękę.

  • Praca Viktorii


Mój chłopak - Artur - i ja pożegnaliśmy się ze znajomymi, i wsiedliśmy do samochodu, gotowi by odjechać z imprezy. Było coś koło 11 w nocy, lecz mimo to panowały takie ciemności, że swoją dłoń mogłeś zobaczyć, gdy była dopiero 30 centymetrów przed twoją twarzą. Tej nocy było chłodno, wiatr okrutnie wyginał drzewa. Byliśmy na zarośniętej, małej, niezamieszkanej powierzchni. Często z powodu panującego mroku byliśmy zaskakiwani przez nagle pojawiające się zakręty, które były tak niebezpieczne, że ryzykowaliśmy rozbicie się o pobliskie drzewa. Na szczęście przetrwaliśmy przejażdżkę przez nie — ale dosłownie 10 kilometrów od celu podróży zabrakło nam benzyny. Byliśmy na zupełnym pustkowiu, bez domów ani czegoś, co mógł stworzyć człowiek w promieniu 2 kilometrów. Bardziej przypominało to dżunglę. Artur zjechał na pobocze. W pobliżu nie było żadnego telefonu, by zadzwonić po pomoc.
- Widziałem znak, że stacja paliw jest 3 kilometry stąd. Zaraz wracam - powiedział, wysiadając z samochodu. Martwiłam się o niego i jestem pewna, że on również martwił się o mnie.
- Jesteś pewien, że dasz sobie radę? Jest ciemno, kto wie, co znajduje się wokół. Pójdę z Tobą.
To, co powiedział, zapamiętam do końca życia.
- Julio, cokolwiek by się działo, nie opuszczaj samochodu.
- Ale... - chciałam odpowiedzieć.
- Po prostu zostań... - powiedział to bardziej stanowczo niż poprzednim razem. Jego oczy zatrzymały się na mnie na kilka sekund, więc zdecydowałam, że będzie lepiej jeśli go posłucham. Minęły już ponad dwie godziny, a ja odchodziłam od zmysłów. Atmosfera wokół była straszna - wiatr wiał, a drzewa w ciemności Bóg wie co skrywały. Około pół godziny po jego wyruszeniu, zaczęłam słyszeć, jak coś zaczyna dotykać dachu. "Tap... Tap... Tap..." Byłam jednocześnie przerażona i ciekawa, co to może być, ale głos mojego ukochanego Artura odbijał się echem w mojej głowie. "Cokolwiek by się działo, nie opuszczaj samochodu." Chciałam przeczekać do rana i zdrzemnąć się, ale to nieustanne pukanie w dach nie dawało mi spokoju. Zmęczeni jednak dało za wygraną i jakiś czas później odpłynęłam w krainę snu. Rano spostrzegłam, że Artur jeszcze nie wrócił - w myślach miałam już najczarniejsze scenariusze tego, co mogło się stać. Zauważyłam, że pukanie nie ustało.
- Skoro jest ranek, to chyba mogę wyjść z samochodu. Artur nie musi o tym wiedzieć - pomyślałam. Żałuję, że go wczoraj posłuchałam. Kiedy wysiadłam i odwróciłam się, by zamknąć drzwi, szczęka opadła mi na ten widok. Zobaczyłam mojego chłopaka wiszącego do góry nogami - jego nogi były przywiązane pnączem do drzewa przy drodze. Jego brzuch był rozcięty i wypływała z niego krew, tworząc kałużę na dachu samochodu. Jego ręce dotykały dachu samochodu, delikatnie weń pukając..."Tap... Tap... Tap..."


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiekTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi Forum O wilkach Strona Główna -> Twórczość Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1


Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB Š 2001, 2005 phpBB Group
Theme bLock created by JR9 for stylerbb.net
Regulamin