Arena Szasty

Kain

- To nie w moim stylu. Dodatkowo o co chcesz walczyć? - znalazł się nagle za nim. - Takie zachowanie to także nie mój styl. Trafiłeś w złą datę. - dodał.

Shade

Przyszłam tutaj za zapachem Smitha. Spojrzałam na nich. Stanęłam z boku, tak żęby nic mi nie zagrażało.
- Chcecie walczyć? - spytałam głośno tak, żeby mogli mnie usłyszeć.

Kain

- Ja nie zaczynam a kończę. Nie zaczynam tej walki a twój luby. - powiedział. Odsunął się od wilka o kilka kroków.

Shade

- Jeszcze nie podziękowałam Ci za wyciągnięcie z wody... wtedy, nad Zimnym Wodospadem. - powiedziałam i podeszłam do niego. Ukłonilam się i uśmiechnęłam delikatnie. Spojrzałam na Smitha. Dlaczego chcesz walczyć... ? mruknęłam sobie w myślach. Przeniosłam wzrok na Kaina. - Dziękuję. - powiedziałam szczerze.

Kain

- Trafiłaś na holeryka który potrafi tylko okazać swoje prawdziwe uczucia a nie to, co ma na sumieniu. I lepiej o tym nie wiedzieć. - mruknął nieskruszony.

Shade

- Słucham? - spytałam go zaskoczona, nie zrozumiałam tego co powiedział. Choleryka? Co ma na sumieniu?

Kain

- Nie lubię gaduł. - rzucił tylko, przerywając jej myślenie. Jaszczurzy ogon uderzył raz o ziemię. Czarny wąż który nagle wypełzł z zarośli znalazł się przy łapie basiora.

Shade

Usiadłam na ziemi i owinęłam łapy ogonem, wzniecając przy tym tumany kurzu. Nie oddychałam do póki chmura nie opadła. Zerknęłam na niego kątem oka i wlepiłam oczy w Smitha czekając na wyjaśnienia.

Kain

- Dziś jest bardzo zły dzień. - mruknął. Warknął głucho. Wąż syknął i uciekł w rośliny. Wilk usiadł za to, mrużąc ślepia.

Shade

- Nie chcę, żebyście walczyli. - powiedziałam jakby do siebie. Miałam nadzieję, że Smith zrozumie. Kain uratował mi życie.

Kain

- I tak będzie lepiej. - powiedział. Zmarszył nos. Czyżby się ich brzydził? Owinął łapy ogonem. Drugie ucho poruszyło się, a po chwili i pierwsze.

Shade

- Chciałabym kiedyś z Tobą porozmawiać. Tak na osobności. - powiedziałam do niego szeptem. - Jeśli oczywiście nie masz nic przeciwko temu. - Maiałam dziwne wrażenie, że odpowie mi, że będzie jednak miał coś przeciwko temu.

Kain

Wstał. - To chodź. - mruknął cicho. Ruszył kilkadziesiąt metrów od Smith'a. Cóż, na osobności. Jak chciała.

Shade

- Mam pytanie, może znasz mnie za wścibską, albo coś... Ale nie wiesz dlaczego Smith chce walczyć? - powiedziałam kiedy znalazłam się obok niego.

Kain

- Rywalizacja między rodami. O to chodzi. - powiedział. - Kiedyś jego klan został zaatakowany, a nasz nie pomógł. Nie wiem czemu, ale trudno. Teraz chce walczyć i mnie pokonać.

Shade

- Nie mam nic do Ciebie. Wybije mu to z głowy. - powiedziałam cicho. - To dziwne...

Kain

- Jeżeli sprawy tak się mają to muszę walczyć. Chyba, że on zrezygnuje. - powiedział. - Nie zawiodę swojego klanu. - dodał po chwili.

Shade

- Szczerze to nie rozumiem tego. Ale skoro musicie... - powiedziałam cicho i wzruszyłam "ramionami." - Byleby nie na śmierć i życie.

Kain

- A jak myślałaś? - prychnął. - Ja walczę tylko na tą zasadę. - dodał, oblizując kły. Zbyt długie, odchylone do tyłu. Było widocznie widać, że miały mieć za zadanie zadawać głębokie rany i dobrze się chwytać.

Shade

Zastrzygłam uszami. On chyba oszalał, że chce z nim wlaczyć. Powiedziałam patrząc na Smitha.
- To chyba tyle co chcę wiedzieć. - odpowiedziałam poważnym tonem. - Dziękuję. A teraz wybacz, ale udam się do siebie. - odwróciłam się i rzuciłam się biegem do wyjścia. Nawet nie spojrzałam na Smitha.