Szyszka
Dojrzewający
Dołączył: 25 Lis 2013
Posty: 87
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Płeć:
|
Wysłany: Wto 20:37, 31 Gru 2013 Temat postu: Płaskostopie Szyba kot SZYSZKA ~ |
|
Imię: Szyszka – kłos zarodnionośny u roślin iglastych utworzony z osi i liści zarodnionośnych (sporofili). W piśmiennictwie polskojęzyc... Ż...Że co? Ah, tak. Eee. Nie, nie pamiętam, na czym stanęłam? Eeew... Kurczę, dajcie mi skrypt.
Fiubzdziu, bam... A... Aha! No to, ja jestem Szyszka, a ty powinieneś zjeść budyń przed koszeniem dachówek.
Rasa: A co to jest rasa? To jest coś do nawożenia głośników? Eee... Maaaamooo! Co to jest raasaaaa?! ... Ahaaa!
Ja jestem wilczą szyszką, spadam z drzew i, i... Nie wieeem. No ale mam to coś długie... Aha, ogon, dzięki, no i nos... I takie szpiczaste nad oczętami! A... O, to są uszy. Stwierdzę więc, że jestem Kaniz Lumpulum... Jak to, tak się tego nie pisze? Eee tam, jestem wilkiem, pasuje? ...
Wiek: To chyba już 21 wiek, no bo jak zasłonie łapką... Aaa, tutaj o życie chodzi! No, no już są te 3 lata... MAMO, JA NIE CHCĘ DOROSNĄĆ!
Ranga: R-a-n-g-a... Nie wieem! Chwila, sprawdzę w moich tajnych aktach. Tehee, tak naprawdę to moimi aktami są takie powojenne zeszyty, które znalazłam od jakiegoś faceta! Brum brum brum. A tak. Ranga... Już mówiłam, że sprawdze w moich tajnych aktach?! Taaak! O o! Jestem Nowa, ale zwarta i gotowa, by zostać kimś waaażnyyym! ~
Historia: Ooo! Jak ja kocham moją historię! Sama ją wymyś... Znaczy się, tehee, wymyśliłam tylko to, że biłam się z pawiem w kanalizacji, żeby ukraść mu amulet mazakowego narodu drewniaków...
Teehee!
No więc, urodziłam się w Bartequielu, leśnym obozie dla ludziów, którzy byli tacy mikrzy i bardzo, bardzo wredni! Na szczęście, trzymałam się od nich z daleka, bo taki wysoki ludź w wielkich człapczłapach (butach!) łapał ich za uszy i wrzucał do trójkątnych domów!
OMG! Straszne! Nazywałam tego faceta Straszeniec, bo był z niego straszny szaleniec!
Ale nie mówmy o tym potworze!
Moja mama nazywała się Rusvelt, a tato - Chierru.
Miałam też duuużo rodzeństwa, a tak!
Trzy siostry, będące bliźniaczkami, i czterech braci.
razem było nas ośmiu - Bernadei, Saske, Florra, Terlik, Fable i Porqvuel.... No i ja, Szyszka. Pierwotnie mama uparła się, żebym nazywała się Bierrane, ale to takie fuj imię, apfe apfe! Tatuś bardzo lubił roślinki i inne zielone rzeczy, nie licząc smarków mojej siostry Florry, bo ona miała coś z nosem i ciągle miała katar, a Saske często się trzęsła i dusiła, to mamusia chciała, żebym przyniosła wodę i jakąś chustkę... Teehee.
Aha, o czym to ja... No, tatuś kochał roślinki i nadał mi imię Szyszka.
Ja sobie jadłam i rosłam, i jadłam i rosłam. Skąd tatuś wiedział, ile mam dni, a nawet godzin? Bo kiedy się urodziłam, zasadził drzewko, na ktorym rosły takie słodkie, małe szyszunie! I tak patrzyłam kiedyś na owe drzewo. Zdawało mi się, że jest takie wielkie... Dlaczego?
Ojciec spojrzał wtedy na mnie z lekkim, ale wyraźnie smutnym uśmiechem. Jego ślepia uważnie lustrowały mój pyszczek, na którym zaraz pojawił się grymas.
Zastanawiało mnie co ten tatuś ode mnie chciał!
Usiadł przede mną, co spowodowało, że moje uszy jakoś mimowolnie ułożyły się na grzbiecie, a zadek wprost wylądował na ziemi.
- Szyszuniu. - Zaśmiał się w znany dla mnie sposób. - Spore te drzewko, prawda? -
Wyraźnie było wielkie... Ale drzewa nie rosną przecież w takim tempie!
- Nie urosło zbyt szybko? - Spytałam, a zarazem lustrowałam wzrokiem drzewko.
- One takie są, kochanie. Te drzewa nazywają się Expande filii etatis. Wystarczy, że wypiszę twoje imię na korze drzewa, a ono będzie rosło razem z tobą. I właśnie dzięki niemu wiem, że już czas. - Powiedział Chierru z nutą dramatyzmu w głosie, jednak wciąż uśmiechał się, widząc już wyrośniętą Szyszkę. Jego córkę. Czyli mnie!
- Ż.. Że co? - Mruknęłam z przerażeniem.
- Teraz tylko nauczę cię mówić płynnie Cymraeg, i z głowy. - Odparł, próbując mnie uspokoić, jednak te ostatnie słowa... ,, I z głowy..." Że co z głowy!?! Wpadłam w panikę. Co to miało znaczyć?!
Ojciec przekręcił ślepiami, po czym spokojnie wytłumaczył mi kolej rzeczy.
- drzewo osiągnęło wystarczający wzrost, abyś mogła już iść. Iść w świat. Tak jak zawsze marzyłaś - o tych niewymierzonych krainach, jeziorach i rzekach. Pamiętasz? - Powiedział do mnie, przypominając moje własne słowa. ,, Tato, chcę iść w świat! Zawsze o tym marzyłam, o niewymierzonych krainach i rzekach!"
____
Minęło troche czasu, a ja w końcu nauczyłam się Cymraega. Innymi słowy języka naszej starszyzny
- Sut ydych chi'n teimlo? - Chierru spytał mnie sie wesoło, pomagając mi w przygotowaniu do podróży.
-Ofn. Rwy'n teimlo ofn. - Odparłam. Byłam gotowa. Mogłam iść z uśmiechem, tak, pełna ciekawości i strachu.
-Arhoswch! - Mój ojciec krzyknął, a ja odwróciłam łepek w jego stronę.
- Mae gen i rywbeth i chi! - Uśmiechnął się, a ja jeszcze bardziej. Znaczyło to, że dostanę coś, coś fajnego!
- Co to takiego? - Powiedziałam teraz już normalnie. Czemu? Język taak mnie boolaaał !
- Ahah.- zaśmiał się. - Czekaj, ja musze już iść. Mama ci pokaże. - Mruknął i zniknął gdzieś w chaszczach.
Moja matka, Rusvelt, podeszła do mnie chwiejnym krokiem trzymając niewielki worek i paczuszkę z jedzeniem, owinietą gałązkami i liśćmi.
- Diolch! - Powiedziałam i z zachwytem złapałam paczkę z żarciem.
- Czekaj czekaj, coś jeszcze dla ciebię mam ! - Mama spojrzała na mnie z entuzjazmem. Mój wzrok wlepił sie w worek.
Gdy mama uchyliła materiał, z worka wyślizgnął się długi stwór - wąż. Jego łuski błyszczały delikatnie, a bystre oczka patrzyły na mnie.
- Oh waaa! Jaki słodki! - Krzyknęłam i porwałam w łapki żyjątko.
- Będzie się nazywać Orzeszek! - Wykrzyknęłam uradowana.
- Dziękuję. - Powiedziałam z wdzięcznością.
- Nie ma za co, kochanie. Powodzenia.- Mama poklepała mnie po grzbiecie. Nie minęło kilka minut, a ja, podniecona sytuacją, poleciałam gdziekolwiek, szukać czegokolwiek. Po drodze mijałam takie drewniane chałupy bez okien, a w środku zazwyczaj był taki stary dziadek, wredny okropnie. No i on ganiał takie ludzie, co oni tacy mali byli. I rzucali w dziada kamieniami! On krzyczał i wyszedł z takim patykiem metalowym. No i te małe ludzie krzyczeli, a facet zrobił bum tym patykiem i te małe ludzie poszli spać. Wiem, ze spali, bo sobie leżeli.
Leżeli....
Dziad chyba poszedł po kocyki dla tych ludziów, bo wziął ich na barana!
W tym czasie ja weszłam do jego przebrzydłego domku i szperałam po tych śmieciach. Znalazłam takie stare kartki. Tak okropnie śmierdziały! Ale je umyłam wodą z kałuży, teehee. Wciąż trochę śmierdziały, ale nie tak bardzo.
Dużo tam pisało. Baaaaardzo!
- Gwych! - Parsknęłam z zachwytem. Orzeszek patrzył na postrzępione rogi kartki ze zdziwieniem.
Zchwyciłam je do mojej torby. Lekka torebka wykonana z żółtej włóczki zawiązana była wokół moich bioder.
Wiele było również pustych stron... Wiec postanowiłam poszukać węgla. Tak, węgla, do pisania.
Znalazłam tylko taką igłę w plastiku, co robiła klik. I to klikadło pisałoooo! ~
Kiedy urwałam się z tamtej ohydnej miejscówki, poszukałam miejsca do spania, żeby mieć siłę na dalszą wędrówkę.
Ładniuśkie tereny wtedy widziałam. I Tutaj się znalazłam. I jest bjuriful.
~~~~~~~~
Charakter: Oh, opisywanie swojego charakteru jest taakie trudne!
N..No... Jestem rozgadana, potrafie mówić baardzo wiele ciekawych rzeczy, kiedy się rozkręcę.
No i... I Bardzo lubię wszysco co się rusza!
Bo jak się rusza, to to żyje, a to znaczy, że to ma uczucia, a to znaczy, że to trzeba przytulić!
Koooooooocham Gady, węże i jaszczurki! no, czyli po prostu gady. One są takie słodkie! Te ich bystre błyszczace oczka... Hah! Czy coś więcej? Umm... Lubię obracać sie wokół fejma, czyli po prostu lubie być wielbiona, Teehee.
Ekwipunek: No co ja mam? Mojego kompana Orzeszka i... Kilka starych kartek no i klikacz.
Coś więcej: Nic a nic! Oprócz mojej czściowej ślepoty kolorów. Zielony jest bardziej szarawy, ale tylko troszkę. Niebieski jest jaśniejszy... A żółty prawie biały... Eh. No i doskonale znam język pewien, ale jaki to tajemnica!
Atrybut: Zdecydowanie siła!
Post został pochwalony 0 razy
|
|